Postanowiłam dodać nową część już dzisiaj, bo stwierdziłam, że w moje urodziny jednak nie będę miała na to czasu... Tym bardziej, że ostatnio nie mam duszy... Cassandra Clare ją wyssała. Muszę was ostrzec, jeśli chcecie dożyć szczęśliwie do starości, nie zaczynajcie czytać Mechanicznej Księżniczki... Jestem właśnie po lekturze i nieoficjalnym tłumaczeniu (nie wiem, co bym zrobiła bez tych wszystkich cudownych dziewczyn z grupy tłumaczącej... kocham je! :D) i... Cóż, co tu dużo mówić? Jestem tylko cholernym zombie!
Przepraszam, przepraszam... Kiedy skończycie, będziecie wiedzieli za co, na razie nie chcę nic mówić, żebyście mnie znienawidzili... Ale ja już tak mam. Przeciągam to, co najbardziej oczekiwane... XD
***
Zatrzymałem się
przy moim uśmiechniętym portrecie. Ten Tony był taki... radosny, jakby cieszył
się tylko chwilami i nie przejmował tym, co było. Czy tak właśnie widziała mnie
Pepper? Widywała mnie podczas różnych nastrojów, ale nawet kiedy chciałem, żeby
wyszła i zostawiła mnie samego, ona zawsze stała przy moim boku, bez względu na
to, co wygadywałem na jej temat.
Uśmiechnąłem
delikatnie, ale zaraz przypomniałem sobie, że miałem zgrywać nielitościwego
krytyka. Oparłem się plecami o ławkę i spojrzałem na Pepper z nieodgadniętym
wyrazem twarzy spode łba.
- Co masz
konkretnie na myśli? - zapytała ostrożnie Pepper, próbując zamaskować wahanie w
swoim głosie. Choć nie chciała tego przyznać, zależało jej na mojej pozytywnej
opinii.
Kazałem
przymknąć się swojemu sumieniu i powstrzymałem się od natychmiastowego
zapewnienia dziewczyny, że jej szkice są cudowne.
- Jestem trochę
zawiedziony. Spodziewałem się trochę... Czy ja wiem? Więcej romantyzmu?
Niegrzecznych myśli? - potarłem brodę kciukiem i palcem wskazującym w zastanowieniu.
- Przecież wiem, że masz bardzo wybujałą wyobraźnię i miałem nadzieję, że wykorzystasz
ją, szkicując mnie BEZ koszulki. I może spodni. Nawet bokserek...
Pepper
prychnęła, przerywając mi.
- Wątpię, żeby
moja wyobraźnia była aż tak wybujała.
- Że też nie
wpadło mi na myśl, żeby uzupełnić braki w twoich wyobrażeniach i nie pomóc ci –
mogłem przecież zdjąć bokserki, kiedy przymierzałem tyle tych strojów, którymi
we mnie rzucałaś w garderobie. - westchnąłem z udawaną rezygnacją.
- Nie zgrywaj
niewiniątka! Doskonale wiem, że straszną miałeś na to ochotę... -
oświadczyła z przekonaniem, miętosząc w dłoni kołnierzyk mojej marynarki. Uśmiechała
się wesoło, choć próbowała przybrać poważny wyraz twarzy.
Ponownie
westchnąłem, przeczesując powoli dłonią swoje czarne włosy. Uśmiechnąłem się
przelotnie do Pepper, kładąc jej rysunki obok mnie, na ławce.
- Czasem
przeraża mnie myśl, że tak dobrze mnie znasz. - stwierdziłem cicho, patrząc na
nią intensywnie.
Pepper spuściła
wzrok i wbiła go w swoje bose stopy, którymi machała jak mała dziewczynka.
Zgarnęła nerwowo włosy na prawy bok, tak że mogłem zobaczyć jej bladą szyję i
lewy profil.
- Nadal uważam,
że wolę cię rysować, kiedy jesteś ubrany.
Uniosłem brwi w
zdziwieniu.
- Jestem trochę
zaskoczony; pierwszy raz słyszę od dziewczyny, że woli mnie w ubraniu... -
rzekłem. Spojrzałem na gwiazdy, uśmiechając się po chwili tryumfalnie niczym Dedal
po skonstruowaniu skrzydeł. - To pewnie dlatego, że nie widziałaś mnie nago!
Pepper uniosła
kpiąco kącik ust. Jej oczy błyszczały zadziornie, a policzki i szyja były lekko
zarumienione.
- Może kiedyś
spotka mnie zaszczyt zobaczenia cię w pełnej krasie – odpowiedziała
żartobliwie.
- Coś mi mówi,
że nie będziesz musiała długo czekać – rzekłem, szczerząc zęby w szerokim
uśmiechu. Pepper spiekła jeszcze większego raka. Jej uśmiech stał się odrobinę
niepewny, mój także, widząc jej reakcję.
Między nami
zapadła cisza. Słyszałem tylko nasze oddechy i przyspieszone bicie mojego
serca, jakby chciało się wydostać na zewnątrz. Mój żołądek postanowił chyba
zostać zawodowym gimnastykiem, gdyż nie przestawał robić fikołków. Musiałem
odetchnąć dwa razy, aby się uspokoić.
Oboje
patrzyliśmy na niebo, jakby były tam zawarte wszystkie tajemnice i odpowiedzi.
Tak bardzo chciałem wiedzieć o czym myśli Pep...
Przymknąłem na
chwilę powieki, mając nadzieję, że pomoże mi to zebrać odwagę i się trochę
uspokoić. Jednak nawet pod powiekami widziałem uśmiechniętą i zarumienioną
twarz Pepper, ale jeszcze nie wiedziałem, czy mi to pomaga, czy wręcz
przeciwnie. Oblizałem spierzchnięte wargi, układając w głowie jakieś składne
zdanie, dzięki któremu mógłbym wszystko wyjaśnić Pepper: to, co do niej czułem,
od kiedy, jak to się zaczęło, ile dla mnie znaczy...
W pewnym
momencie, niewiele myśląc i zdając się bardziej na uczucia niż na rozum,
spojrzałem na Pepper. Dziewczyna po chwili wahania zrobiła to samo, jakby bojąc
się, do czego to może doprowadzić.
- Pep...
- Tony...
Odezwaliśmy się
w tym samym momencie, uśmiechając się do siebie z rozbawieniem, ale też i z
zakłopotaniem. Spłoszeni, odwróciliśmy wzrok. Miałem wrażenie, że się zaraz
ugotuję z tego gorąca, mimo że miałem na sobie jedynie cienki T-shirt.
Chwilę później,
wściekłem się na siebie samego. Gdzie się podział ten pewny siebie Tony Stark?
Czy to możliwe, żeby jedna dziewczyna, mogła tak mi zawrócić w głowie, że nie
wiedziałem nawet, jak się wysłowić? To nie było normalne... i sprawiedliwe. Ale
takie właśnie były emocje, czy mi się to podobało, czy nie. Ale skoro uczucia
grały nie fair, ja też nie musiałem. Raz kozie śmierć, pomyślałem i zanim mój
umysł zdołał mnie powstrzymać, zdałem się na spontaniczność.
Odwróciłem się
w stronę dziewczyny, przez chwilę napawając się widokiem jej pięknych rudych
włosów, układających się w blasku księżyca srebrzystymi falami na plecach.
- Pepper... -
odezwałem się zachrypniętym głosem, jakbym nie mówił od wielu dni.
Odchrząknąłem cicho i spojrzałem na dziewczynę, która, mimo że odwróciła głowę
w moją stronę, wpatrywała się w moje ramię. Kiedy indziej, jej nieśmiałość i
małomówność może i by mnie rozbawiły, ale nie teraz, kiedy czułem się, jakbym
sam szedł na dawno wydany i przegłosowany wyrok śmierci.
Spojrzałem na
jej lewą rękę, która bawiła się guzikiem czarnej marynarki. Chwyciłem jej bladą
dłoń, niemal białą w świetle księżyca i gwiazd, chcąc, aby na mnie spojrzała.
Pepper drgnęła, ale nadal nie odwzajemniła mojego spojrzenia, wbijając wzrok w
nasze złączone dłonie, jakby się czegoś bała. Jakby obawiała się tej chwili,
wiedząc, że będzie musiała odmówić...
Zacisnąłem
wargi, odganiając takie myśli. Nie mogłem sobie pozwolić na wątpliwości,
zwłaszcza teraz, kiedy postanowiłem nie słuchać rozumu.
Śledziłem
wzrokiem jej smukłą twarz, malinowe usta i pełniejszą dolną wargę, opuszczone
powieki, piegi na nosie oraz policzkach, które wyglądały jak pocałunki słońca,
a także ogniste włosy, oddające całą istotę jej temperamentu. Była piękna,
nawet jeśli sama się za taką nie uważała. Jednak najbardziej ceniłem jej cechy
charakteru, które, choć czasami przyprawiały mnie o ataki palpitacji, były
cudowne i jedyne w swoim rodzaju. Za to ją ceniłem już pierwszego dnia, kiedy
się spotkaliśmy – miała niezaprzeczalny talent do przegadywania takich ludzi
jak ja.
- Pepper?
Muszę... Chcę... Nie, wróć, ponownie muszę... A może jednak chcę...? - spytałem
sam siebie, kręcąc po chwili głową z zrezygnowaniem i czując jeszcze większą suchość
w gardle. Zaczerpnąłem nocnego powietrza, jakbym się szykował na głęboki skok
do wody. Pepper uśmiechnęła się pod nosem, ale nadal nie podnosiła wzroku.
Zmarszczyłem czoło, wzdychając. - Umówmy się, że chcę i muszę z tobą
porozmawiać, Pep. Tylko... czy mogłabyś na mnie spojrzeć?
- Ja... - zaczęła
szeptem rudowłosa i otworzyła szeroko oczy, jakby zdziwiona, że w ogóle się
odezwała.
Stwierdziłem,
że muszę jej pomóc. Kciukiem wolnej dłoni musnąłem jej podbródek, lodowato zimy
od mrozu, ale niezwykle miękki, jak puch. Uniosłem delikatnie jej głowę do
góry, intensywnie się w nią wpatrując. Kiedy w końcu nasze spojrzenia się
skrzyżowały, nabrałem dziwnej pewności siebie, co było dziwnie, gdyż miałem
wrażenie, że cała odwaga, jaką udało mi się wcześniej zebrać, już dawno
odpłynęła.