sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 1 część 5

Postanowiłam dodać nową część już dzisiaj, bo stwierdziłam, że w moje urodziny jednak nie będę miała na to czasu... Tym bardziej, że ostatnio nie mam duszy... Cassandra Clare ją wyssała. Muszę was ostrzec, jeśli chcecie dożyć szczęśliwie do starości, nie zaczynajcie czytać Mechanicznej Księżniczki... Jestem właśnie po lekturze i nieoficjalnym tłumaczeniu (nie wiem, co bym zrobiła bez tych wszystkich cudownych dziewczyn z grupy tłumaczącej... kocham je! :D) i... Cóż, co tu dużo mówić? Jestem tylko cholernym zombie!

Przepraszam, przepraszam... Kiedy skończycie, będziecie wiedzieli za co, na razie nie chcę nic mówić, żebyście mnie znienawidzili... Ale ja już tak mam. Przeciągam to, co najbardziej oczekiwane... XD

***



Zatrzymałem się przy moim uśmiechniętym portrecie. Ten Tony był taki... radosny, jakby cieszył się tylko chwilami i nie przejmował tym, co było. Czy tak właśnie widziała mnie Pepper? Widywała mnie podczas różnych nastrojów, ale nawet kiedy chciałem, żeby wyszła i zostawiła mnie samego, ona zawsze stała przy moim boku, bez względu na to, co wygadywałem na jej temat.
Uśmiechnąłem delikatnie, ale zaraz przypomniałem sobie, że miałem zgrywać nielitościwego krytyka. Oparłem się plecami o ławkę i spojrzałem na Pepper z nieodgadniętym wyrazem twarzy spode łba.
- Co masz konkretnie na myśli? - zapytała ostrożnie Pepper, próbując zamaskować wahanie w swoim głosie. Choć nie chciała tego przyznać, zależało jej na mojej pozytywnej opinii.
Kazałem przymknąć się swojemu sumieniu i powstrzymałem się od natychmiastowego zapewnienia dziewczyny, że jej szkice są cudowne.
- Jestem trochę zawiedziony. Spodziewałem się trochę... Czy ja wiem? Więcej romantyzmu? Niegrzecznych myśli? - potarłem brodę kciukiem i palcem wskazującym w zastanowieniu. - Przecież wiem, że masz bardzo wybujałą wyobraźnię i miałem nadzieję, że wykorzystasz ją, szkicując mnie BEZ koszulki. I może spodni. Nawet bokserek...
Pepper prychnęła, przerywając mi.
- Wątpię, żeby moja wyobraźnia była aż tak wybujała.
- Że też nie wpadło mi na myśl, żeby uzupełnić braki w twoich wyobrażeniach i nie pomóc ci – mogłem przecież zdjąć bokserki, kiedy przymierzałem tyle tych strojów, którymi we mnie rzucałaś w garderobie. - westchnąłem z udawaną rezygnacją.
- Nie zgrywaj niewiniątka! Doskonale wiem, że straszną miałeś na to ochotę... - oświadczyła z przekonaniem, miętosząc w dłoni kołnierzyk mojej marynarki. Uśmiechała się wesoło, choć próbowała przybrać poważny wyraz twarzy.
Ponownie westchnąłem, przeczesując powoli dłonią swoje czarne włosy. Uśmiechnąłem się przelotnie do Pepper, kładąc jej rysunki obok mnie, na ławce.
- Czasem przeraża mnie myśl, że tak dobrze mnie znasz. - stwierdziłem cicho, patrząc na nią intensywnie.
Pepper spuściła wzrok i wbiła go w swoje bose stopy, którymi machała jak mała dziewczynka. Zgarnęła nerwowo włosy na prawy bok, tak że mogłem zobaczyć jej bladą szyję i lewy profil.
- Nadal uważam, że wolę cię rysować, kiedy jesteś ubrany.
Uniosłem brwi w zdziwieniu.
- Jestem trochę zaskoczony; pierwszy raz słyszę od dziewczyny, że woli mnie w ubraniu... - rzekłem. Spojrzałem na gwiazdy, uśmiechając się po chwili tryumfalnie niczym Dedal po skonstruowaniu skrzydeł. - To pewnie dlatego, że nie widziałaś mnie nago!
Pepper uniosła kpiąco kącik ust. Jej oczy błyszczały zadziornie, a policzki i szyja były lekko zarumienione.
- Może kiedyś spotka mnie zaszczyt zobaczenia cię w pełnej krasie – odpowiedziała żartobliwie.
- Coś mi mówi, że nie będziesz musiała długo czekać – rzekłem, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Pepper spiekła jeszcze większego raka. Jej uśmiech stał się odrobinę niepewny, mój także, widząc jej reakcję.
Między nami zapadła cisza. Słyszałem tylko nasze oddechy i przyspieszone bicie mojego serca, jakby chciało się wydostać na zewnątrz. Mój żołądek postanowił chyba zostać zawodowym gimnastykiem, gdyż nie przestawał robić fikołków. Musiałem odetchnąć dwa razy, aby się uspokoić.
Oboje patrzyliśmy na niebo, jakby były tam zawarte wszystkie tajemnice i odpowiedzi. Tak bardzo chciałem wiedzieć o czym myśli Pep...
Przymknąłem na chwilę powieki, mając nadzieję, że pomoże mi to zebrać odwagę i się trochę uspokoić. Jednak nawet pod powiekami widziałem uśmiechniętą i zarumienioną twarz Pepper, ale jeszcze nie wiedziałem, czy mi to pomaga, czy wręcz przeciwnie. Oblizałem spierzchnięte wargi, układając w głowie jakieś składne zdanie, dzięki któremu mógłbym wszystko wyjaśnić Pepper: to, co do niej czułem, od kiedy, jak to się zaczęło, ile dla mnie znaczy...
W pewnym momencie, niewiele myśląc i zdając się bardziej na uczucia niż na rozum, spojrzałem na Pepper. Dziewczyna po chwili wahania zrobiła to samo, jakby bojąc się, do czego to może doprowadzić.
- Pep...
- Tony...
Odezwaliśmy się w tym samym momencie, uśmiechając się do siebie z rozbawieniem, ale też i z zakłopotaniem. Spłoszeni, odwróciliśmy wzrok. Miałem wrażenie, że się zaraz ugotuję z tego gorąca, mimo że miałem na sobie jedynie cienki T-shirt.
Chwilę później, wściekłem się na siebie samego. Gdzie się podział ten pewny siebie Tony Stark? Czy to możliwe, żeby jedna dziewczyna, mogła tak mi zawrócić w głowie, że nie wiedziałem nawet, jak się wysłowić? To nie było normalne... i sprawiedliwe. Ale takie właśnie były emocje, czy mi się to podobało, czy nie. Ale skoro uczucia grały nie fair, ja też nie musiałem. Raz kozie śmierć, pomyślałem i zanim mój umysł zdołał mnie powstrzymać, zdałem się na spontaniczność.
Odwróciłem się w stronę dziewczyny, przez chwilę napawając się widokiem jej pięknych rudych włosów, układających się w blasku księżyca srebrzystymi falami na plecach.
- Pepper... - odezwałem się zachrypniętym głosem, jakbym nie mówił od wielu dni. Odchrząknąłem cicho i spojrzałem na dziewczynę, która, mimo że odwróciła głowę w moją stronę, wpatrywała się w moje ramię. Kiedy indziej, jej nieśmiałość i małomówność może i by mnie rozbawiły, ale nie teraz, kiedy czułem się, jakbym sam szedł na dawno wydany i przegłosowany wyrok śmierci.


Spojrzałem na jej lewą rękę, która bawiła się guzikiem czarnej marynarki. Chwyciłem jej bladą dłoń, niemal białą w świetle księżyca i gwiazd, chcąc, aby na mnie spojrzała. Pepper drgnęła, ale nadal nie odwzajemniła mojego spojrzenia, wbijając wzrok w nasze złączone dłonie, jakby się czegoś bała. Jakby obawiała się tej chwili, wiedząc, że będzie musiała odmówić...
Zacisnąłem wargi, odganiając takie myśli. Nie mogłem sobie pozwolić na wątpliwości, zwłaszcza teraz, kiedy postanowiłem nie słuchać rozumu.
Śledziłem wzrokiem jej smukłą twarz, malinowe usta i pełniejszą dolną wargę, opuszczone powieki, piegi na nosie oraz policzkach, które wyglądały jak pocałunki słońca, a także ogniste włosy, oddające całą istotę jej temperamentu. Była piękna, nawet jeśli sama się za taką nie uważała. Jednak najbardziej ceniłem jej cechy charakteru, które, choć czasami przyprawiały mnie o ataki palpitacji, były cudowne i jedyne w swoim rodzaju. Za to ją ceniłem już pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy – miała niezaprzeczalny talent do przegadywania takich ludzi jak ja.
- Pepper? Muszę... Chcę... Nie, wróć, ponownie muszę... A może jednak chcę...? - spytałem sam siebie, kręcąc po chwili głową z zrezygnowaniem i czując jeszcze większą suchość w gardle. Zaczerpnąłem nocnego powietrza, jakbym się szykował na głęboki skok do wody. Pepper uśmiechnęła się pod nosem, ale nadal nie podnosiła wzroku. Zmarszczyłem czoło, wzdychając. - Umówmy się, że chcę i muszę z tobą porozmawiać, Pep. Tylko... czy mogłabyś na mnie spojrzeć?
- Ja... - zaczęła szeptem rudowłosa i otworzyła szeroko oczy, jakby zdziwiona, że w ogóle się odezwała.
Stwierdziłem, że muszę jej pomóc. Kciukiem wolnej dłoni musnąłem jej podbródek, lodowato zimy od mrozu, ale niezwykle miękki, jak puch. Uniosłem delikatnie jej głowę do góry, intensywnie się w nią wpatrując. Kiedy w końcu nasze spojrzenia się skrzyżowały, nabrałem dziwnej pewności siebie, co było dziwnie, gdyż miałem wrażenie, że cała odwaga, jaką udało mi się wcześniej zebrać, już dawno odpłynęła.