sobota, 23 lutego 2013

Rozdział I

Nie wiem, czy podobał się wam prolog...
Jestem trochę zawiedziona, żadnych komentarzy. :(
Ale jestem z rodzaju tych osób, które się nie poddają, więc postanowiłam wcześniej wrzucić pierwszy rozdział. I przepraszam, ale zapomniałam uprzedzić: moje notki potrafią być dłuuuuuugie... I dlatego powinnam raczej powiedzieć, że będę wrzucała części rozdziałów, aby nie było zbyt długo i nużąco :P Miłego czytania! :D




001.

 *Pepper*

 Zupełnie straciłam poczucie czasu, kiedy siedziałam na krawędzi dachu Akademii Jutra i od niechcenia machałam nogami. Chwilowo potrzebowałam ciszy i spokoju, aby pomyśleć... zastanowić się co dalej. Zaledwie tydzień temu ludzie dowiedzieli się kim jest Iron Man, War Machine oraz Rescue, i praktycznie nie mogliśmy odpędzić się do tłumu dziennikarzy i fanów... Cóż, muszę przyznać, że wielbiciele to coś, co podbudowuje twoją wartościowość, ale jednocześnie potrafi wymęczyć, ukatrupić, tak, że nawet nie zauważysz kiedy.
Drgnęłam przestraszona, kiedy telefon zadzwonił w mojej kieszeni. Oderwałam wzrok od powoli zachodzącego słońca i wyjęłam komórkę. Na wyświetlaczu uśmiechał się do mnie Tony; westchnęłam, ale postanowiłam odebrać. Niedawno dużo się działo, a Stark zapewne nie miał lżej ode mnie. Przecież jako geniusz, który zbudował zbroję, i to nawet nie jedną, dzięki której może ratować świat, nie miał ani chwili wytchnienia i od tygodnia rozmawialiśmy jedynie kilkanaście razy przez telefon, a mieliśmy sobie tyle spraw do wytłumaczenia... A dzisiaj jego ojciec, pan Howard, postanowił urządzić synowi przyjęcie, gdyż wcześniej nie było na to zbyt wiele czasu. Żadne protesty Tony' ego nie zadziałały; pan Stark uważał, iż trzeba uczcić wkraczanie jego syna w dorosłość. Jednak doskonale wiedziałam, że Tony wydoroślał już dawno temu, kiedy musiał dźwigać ciężar odpowiedzialności ratowania świata na swoich barkach, i choć miał mnie i Rhodey' ego, nie było mu łatwo.
- Hej, To...
- Hej, Pepper. Potrzebuję twojej pomocy – przerwał mi, kiedy ledwie zdążyłam się przywitać.
Odruchowo wstałam i skierowałam się w stronę wyjścia. Moja twarz wyrażała skupienie, ale wiedziałam, że wykwitł na niej także radosny uśmiech, kiedy poczułam buzującą we krwi adrenalinę.
- Rescue zaraz stawi się na posterunek, Iron Manie – powiedziałam, biegnąc schodami w dół. Po chwili byłam już na zewnątrz. Nie przestawałam się uśmiechać.
- Miło wiedzieć, że o każdej porze jesteś w stanie gotowości – zaśmiał się, ale po chwili jego głos spoważniał. Albo mi się wydawało, albo Tony był trochę zły... Lub zmęczony; nie miałam co mu się dziwić. - Ale jednak bardziej potrzebuję twojej dziewczęcej ręki i wyszczekanej buzi.
- O... - wydukałam, stając nagle w miejscu. Jednak po chwili ruszyłam w stronę nowego domu Starków, który pan Howard kupił trzy tygodnie temu; ukrywał przed nami ten fakt, informując jedynie mamę Rhodey' ego o zakupie. Miał to być urodzinowy prezent dla Tony' ego od ojca, który ukradkiem zaczął przenosić do nowego domu cały ich dobytek i instalując tam wszystkie techniczne rzeczy, jak to maniak technologii i fizyki. Tony w ostatnich tygodniach był tak zajęty, że nawet nie zauważył znikających rzeczy. Ale kiedy w dzień urodzin Tony' ego napadli na nas „kosmici”, prezent musiał poczekać. Młody Stark dowiedział się o nim dopiero dzień po prawie - końcu - świata i (szczęściarz!) mógł się wprowadzić do nowego apartamentu, a w jego pokoju znajdowały się wszystkie jego rzeczy – nic nie musiał robić, tym bardziej sprzątać. Też chciałabym mieć taką przeprowadzkę... Jednak jak dotąd, nie było okazji, aby ktoś z nas mógł odwiedzić Tony' ego; ja i Rhodey musieliśmy najpierw uporządkować sprawy w naszym życiu. Cóż, przynajmniej teraz miałam pretekst, aby w końcu odwiedzić Tony' ego.
Zmarszczyłam brwi, próbując przestać uśmiechać się jak idiotka. Ale nie mogłam; myśl o spotkaniu Tony' ego po tygodniowej przerwie powodowała, że czułam się tak samo jak przed walką w zbroi. Adrenalina powróciła, byłam pełna życia... Ale nagle przyszło  zdenerwowanie. Przecież wtedy, podczas walki, prawie mu powiedziałam, co do niego czuję, ale wtedy nie było czasu; Stark nie mógł mnie wysłuchać, kiedy ważyły się losy całej ludzkości. A potem, kiedy wszystko dobrze się skończyło, kiedy postanowiliśmy z Rhodey' m nie zostawiać Tony' ego samego, który przypadkiem się ujawnił, wiedziałam, że muszę z nim porozmawiać. A co, jeśli taka sytuacja by się powtórzyła? Ale wtedy Tony powiedział, że też musi mi coś powiedzieć i pocałował mnie w policzek... Ale nadal nie wiedziałam, czy po to, żeby mnie uspokoić, czy może... Może on też coś do mnie czuje?
Przełknęłam ślinę, ale nie potrafiłam przestać się cieszyć, że nareszcie porozmawiam z Tony' m, twarzą w twarz.
- Udam, że nie słyszałam fragmentu o wyszczekanej buzi – odpowiedziałam, udając urażoną.
- A ja udam, że nie słyszę, iż cieszysz się jak idiotka... Choć w sumie, nie. Nie będę udawał, pochlebia mi, że tak bardzo się za mną stęskniłaś. Przecież mój nieodparty urok nie mógłby ominąć także i ciebie. W końcu słowo „nieodparty” mówi samo za siebie...
- Po pierwsze: skromność, Tony, skromność. Słyszałeś kiedyś takie słowo?
- Nie, podaj proszę definicję.
- Och, za wyjaśnienie powinno ci po prostu wystarczyć, że ty zdecydowanie jej nie masz – stwierdziłam, uśmiechając się zadziornie.
Tony prychnął i mogłam niemal przysiąc, że lekko się uśmiechnął.
Uwielbialiśmy się ze sobą przekomarzać.
- Ale bądźmy poważni...
- Przecież ty nigdy nie jesteś poważny.
- Pepper – jęknął Tony, więc ugryzłam się w język, aby powstrzymać potok słów. - Mogłabyś coś dla mnie zrobić? - spytał, nawet nie czekając na odpowiedź. - Gdzie jesteś?
- Zaraz będę w twoim domu, daj mi dziesięć minut... - oświadczyłam, nawet stąd widząc apartament Starków. - Matko, Tony... Nie próżnowaliście, widzę twój dom stąd, a wcale nie jestem tak blisko. Ile kosztował? Czy wygląda w środku tak jak zbrojownia? Tak, pewnie tak. Znając ciebie i twojego tatę, to byłby istny raj na ziemi. Ale powiedz, że przynajmniej twój pokój jest normalny...
- Pepper – warknął rozdrażniony Tony. - Naprawdę, jesteś... świetną przyjaciółką, ale możesz przez chwilę przestać mówić? Mam sprawę, poważną.
- Oj, dobrze, dobrze. - westchnęłam, przeczesując dłonią włosy. Mój język, aż się wyrywał, aby zapytać, czy aby na pewno tylko przyjaciółką, ale zasznurowałam usta. Mój niewyparzony język kiedyś wpędzi mnie w kłopoty. A z całą pewnością nie chciałabym stracić przyjaźni Tony' ego. - Mów.
- Pani Rhodes każe mi się ubrać elegancko na moją osiemnastkę, ale zaświadczyłem, że z całą pewnością nie założę garnituru... Nie, nie założę go! Wie pani przecież, że nienawidzę garniturów! - krzyknął zapewne do swojej dręczycielki. Westchnął po chwili zmęczony. - Mogłabyś mi pomóc coś znaleźć? - poprosił, zwracając się tym razem do mnie, a po chwili dodał:
- Oczywiście, jeśli sama się nie szykujesz.
Uśmiechnęłam się. Każdy pretekst, żeby zobaczyć Tony' ego i porozmawiać z nim przed imprezą wydawał się świetny, ale napawał mnie lękiem; miałam wrażenie, że ktoś próbuje wykręcić dziurę w moim brzuchu.
- Pomogę ci, biedaku. Coś znajdziemy, a potem najwyżej pobiegnę do domu i się ogarnę. Rhodey ma po mnie przyjechać, więc na pewno się nie spóźnię. Zresztą – rzekłam, spoglądając na zegarek na lewym nadgarstku. - Twoje przyjęcie zaczyna się dopiero za 4 godziny, na pewno zdążymy.
- OK, wielkie dzięki – Tony wyraźnie odetchnął. Usłyszałam, jak rzuca się na łóżko. - Czekam na ciebie w pokoju. Wchodź, nie pukaj, bo i tak nikt cię nie usłyszy. Pani Rhodes przed chwilą wyszła, a ekipa przygotowująca przyjęcie wciąż coś robi w sali balowej, a tata uparł się, aby dopilnować reszty. J.A.R.V.I.S. cię zaprowadzi.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Macie salę balową? - zdziwiłam się. - Jak wygląda? Jest pewnie duża, skoro postanowiliście zaprosić 200 osób. Koniecznie musisz mnie tam zaprowadzić, jeszcze przed przyjęciem. Będę miała czym się chwalić, a Rhodey i Happy będą mi zazdrościć... O tak, już widzę ich miny, jak tylko im powiem...
- Czekam na ciebie, Pepper – przerwał mi Tony, wzdychając i rozłączając się.
Prychnęłam niby urażona kotka. Schowałam telefon do kieszeni mojej bluzy z kapturem i przyspieszyłam kroku. Po chwili stałam już pod drzwiami jego domu. Naprawdę nie przesadzałam, kiedy mówiłam, że jego dom jest ogromny. Zamiast zewnętrznych ścian zamontowano wszędzie szyby, które sięgały od podłogi do sufitu. Podziwiałam kogoś, kto wziął na siebie obowiązek czyszczenia ich wszystkich.
Jednak myliłam się, kiedy sądziłam, że Starkowie zrobią ze swojego mieszkania kolejną zbrojownię. W środku pyszniły się przeróżne nowoczesne meble i obrazy. Z całą pewnością nie były tanie.
Kiedy chwyciłam klamkę, dojrzałam wysokie, marmurowe schody, tuż przed dużym salonem, gdzie znajdowała się ogromna plazma. Dobrane przez kogoś kolory, świetnie do siebie pasowały. Ciepłe i spokojne barwy, a niekiedy rzucająca się w oczy morska zieleń, powodowały, że człowiek czuł się tutaj jak u babci. Odczuwał jednocześnie respekt i podziw, ale też ciszę oraz wytchnienie. Z całą pewnością dom dekorowała kobieta. Hmm... Skoro tak prezentował się dół, ciekawe jak wyglądał pokój Tony' ego.
 Z rozbawieniem na twarzy, otworzyłam drzwi, postanawiając, że później pozwiedzam apartament Starków. Skierowałam się w stronę schodów, zgadując, że Tony ma pokój na gorze. Był taki przewidywalny...
Podskoczyłam, kiedy usłyszałam głos, który zdawał się dochodzić z każdej strony domu.
- Panno Potts, pan Stark czeka na panią na górze. Proszę wejść na pierwsze piętro po schodach, a potem skręcić w lewo i iść wzdłuż korytarza. Po prawej stronie znajduje się pokój pana Starka, trzecie drzwi. Będę pannę obserwować, więc gdyby się pani zgubiła...
- Dziękuję ci, J.A.R.V.I.S. - przerwałam komputerowi i wbiegłam po schodach, trzymając się na wszelkie wielkie poręczy. Różnie bywa z moim szczęściem. - Poradzę sobie.
- Oczywiście, panno Potts – rzekł komputer, po chwili milknąc.
Zmrużyłam oczy.
Mogłabym przysiąc, że słyszałam w jego głosie sarkazm...
Westchnęłam i wspięłam się po schodach. Skierowałam się w stronę pokoju Tony' ego wedle wskazówek J.A.R.V.I.S. - a. Gdy stanęłam przed jego drzwiami, wzięłam głęboki oddech, zastanawiając się jednocześnie, od kiedy to się wszystko zaczęło. Od kiedy zaczęłam patrzeć na Tony' ego inaczej niż jak na przyjaciela, a samotne chwile z nim spędzane stały się jednocześnie lekarstwem na zakochaną duszę i utrapieniem dla mojego umysłu, który czuł się jak lew, brutalnie zamknięty w klatce po całym życiu wolności... Zrezygnowany i przerażony. A do tej mieszanki trzeba dodać jeszcze zakłopotanie. I nieśmiałość. Podsumowując, świetny przepis na miłość.

sobota, 16 lutego 2013

Prolog

Tak, jak obiecałam - PROLOG :D
Nie wiem, czy się wam spodoba, ale nadzieja umiera ostatnia, więc trzymam kciuki za siebie i wasze komentarze! XD
(Nie martwcie się nowym wątkiem, wszystko zostanie wyjaśnione, prędzej czy później).

***

 PROLOG


Zadziwiające, że z czasem można nauczyć się tylu rzeczy... Na przykład ignorowanie emocji staje się bardzo przydatne, kiedy dostajesz zlecenie i musisz odebrać komuś życie, niby takie samo jak twoje, ale zupełnie inne... Cóż, ale sytuacja jest zupełnie inna, kiedy tamta osoba odebrała życie komuś innemu, komuś, na kim ci zależało...
Angelina uśmiechnęła się do siebie w lustrze, poprawiając rude gęste włosy, które opadały jej falami na plecy. Blada twarz była pozbawiona jakiejkolwiek skazy, a niebieskie oczy zawsze wyrażały pewność siebie, która wręcz przypominała arogancję, brak szacunku dla ludzkiej rasy, pomiędzy którą musiała teraz żyć, sama...
Ktoś zapukał do drzwi.
No, nie licząc tego robaka, który jest moim bratem, pomyślała z ironią. Wyprostowała się na krześle przy toaletce i poprawiła jeszcze różową szminką swoje pełne usta.
- Wejść.
Drzwi otworzyły się powoli, jakby ktoś wciąż sie zastanawiał, czy chce tu wejść, wkroczyć do jaskini lwa.
Angelina cmoknęła i założyła nogę na nogę, wpatrując się w brata, który z kamienną twarzą wszedł do jej pokoju, zamykając za sobą drzwi kopniakiem. Nie odrywał od niej spojrzenia.
Angelina uśmiechnęła się pogardliwie i kładąc prawą rękę na toaletce, podparła podbródek dłonią.
- Nasza pani sekretarka w końcu się odezwała? - spytała dziewczyna słodkim, ale zimnym głosem. Wydawała się znudzona całą tą sytuacją.
Brat uniósł kącik ust do góry i założył ręce na piersi.
- Tak, wszystko załatwione – rzekł i rzucił w jej stronę jakiś prostokątny kawałek materiału...
Portfel, przypomniała sobie jego nazwę Angelina, łapiąc go zręcznie w locie. Kiedy go otworzyła, jej brat dorzucił posępnym głosem:
- Są tam wszystkie twoje nowe dokumenty, Angelino Smith.
Dziewczyna uśmiechnęła się kpiarsko.
- Miło, że pamiętałeś o moim nowym imieniu. Ładne, prawda? - spytała i nie czekając na odpowiedź, skierowała swoje czujne spojrzenie ku bratu. - A ty? Jak się teraz nazywa mój braciszek?
- Sean Smith, mam 17 lat i mieszkam z o 6 lat starszą siostrą – oświadczył, dokańczając w myślach: która jest zdradziecką jędzą.
- Uroczo, tak... prosto – stwierdziła. Przez chwilę przyglądała się swojemu portfelowi, który wciąż trzymała między szczupłymi długimi palcami. Po chwili rzuciła go na duże łóżko obok. - Mam nadzieję, że nasza „opiekunka” - jej usta uśmiechnęły się pogardliwie. - Zapisała cię także do Akademii Jutra... Ja już jestem trochę za stara na szkołę, a przecież musimy się jakoś o nim więcej dowiedzieć.
Sean przechylił głowę na bok, jakby się nad czymś zastanawiał . Po chwili westchnął i pokręcił głową.
- Wciąż nie rozumiem, czemu wykonujemy polecenia tej farbowanej nadmuchanej głupotą wiedźmy – powiedział spokojnie, ale w środku cały się gotował od złości.
- Ponieważ – zaczęła jego siostra, wstając z taborecika i podchodząc do brata powolnym krokiem. - Jest kimś, kto również pragnie zemsty na Starku. Ale nie jest zwykła, o nie. - Pokręciła z rozbawieniem głową, jakby rozmawiała z dzieckiem, które jeszcze nie wiele rozumiało. - W odróżnieniu od innych jest bogata i nas utrzymuje, gdyż, jak chyba sam rozumiesz, my nie jesteśmy ludźmi i jeszcze całkowicie nie odnaleźliśmy się w tym świecie. Ale to jest właśnie plus, nie dysponujemy ludzką bronią, mamy własną, a to, że my i jeszcze jakaś... setka osób pragnie jego śmierci jest tylko kolejną zaletą. Może i mamy spełniać jej warunki, ale kto powiedział, że musimy? Na razie mamy gdzie mieszkać, i to ona nas utrzymuje, więc nie widzę problemu. Zresztą – odwróciła się do niego plecami i usiadła delikatnie na łóżku. - Długo tutaj nie pobędziemy...
- To już wiem, przecież ja tu nas sprowadziłem, nie pamiętasz, siostrzyczko? - spytał z sarkazmem, wypowiadając ostatnie słowo, jakby starał się je wypluć. - Ale nie mogłabyś odpuścić? Chcesz zabijać niewinnych ludzi?
- On nie jest niewinny! - krzyknęła, chwilowo tracąc nad sobą kontrolę. Po chwili jej zmarszczone czoło wygładziło się i Angelina znów skryła się pod maską spokoju i ignorancji. - Jego bliscy też. Zapomniałeś, co zrobił w naszym wymiarze? Że przez niego zginęli nasi rodzice?
Sean nie odrywał od siostry skupionego spojrzenia, jakby próbował zajrzeć do jej wnętrza. Po chwili włożył dłonie do kieszeni i odezwał się najspokojniej jak tylko umiał:
- Wątpię, żeby o tym nawet wiedział, Soafari – wypowiedział jej prawdziwe imię, marszcząc delikatnie czoło. - Nasi rodzice nie chcieliby, abyśmy zabijali kogoś, kto ma rodzinę...
- Więc go jej pozbawimy – przerwała mu siostra, pocierając w zamyśleniu brodę. Sean spojrzał na nią jak na idiotkę. Angelina zaśmiała się pobłażliwie. - Nie zgrywaj takiego uczciwego, Kasta. Mieliśmy umowę, jeśli ty mi pomożesz, ja pomogę tobie. Wrócę do naszego wymiaru, do domu, zostawiając cię w spokoju, a ty będziesz mógł tu mieszkać, aby pracować z ludzką technologią. Nie tego właśnie chciałeś?
- Ale nie takim kosztem! Nie kosztem życia innych! - warknął rozdrażniony Sean, z trudem powstrzymując się od rzucenia na siostrę.
- Doskonale wiedziałeś, jaka jest cena, kiedy zgodziłeś się tu ze mną przybyć. - przypomniała mu, wpatrując się w niego złowrogo. - Czemu zmieniłeś zdanie...? A, już wiem – jej twarz wykrzywiła się w tryumfalnym uśmiechu. - Najpierw zacząłeś śledzić jego bliskich, tak jak ci poleciłam i spodobała ci się ta mała... Jak ona miała na imię? Virgina? Tylko, że wszyscy mówią na nią Pepper. - oświadczyła cicho. Sean starał się ukryć wszelkie emocje, które mogłyby go zdradzić, ale Angelina zbyt dobrze go znała. - Miałeś się dowiedzieć, czy te plotki, że jest w nim zakochana są prawdziwe, ale ona zwyczajnie ci się spodobała. Cóż, nie pocieszę cię, bo zapominasz o bardzo ważnym fakcie: ty nie jesteś człowiekiem...
- Soafari, naprawdę nie wiem...
- Angelina – poprawiła go odruchowo, ale spokojnie. - Mnie nie oszukasz. Słuchaj... Sean. - Dziewczyna wstała i podeszła do niego. Byli prawie tego samego wzrostu. - Jeśli mi nie pomożesz zemścić się na Starku, rozpętam wojnę, między ludźmi, a naszym wymiarem, rozumiesz? Wielu się znajdzie, którzy nie lubią Ziemi, więc żołnierze to nie problem. Zresztą doskonale wiesz, że dysponuję bronią, która dziwnie przypomina ludzką bombę jądrową... Więc decyduj, lepiej zemścić się na jednej, nic nie wartej duszy czy poświęcić miliony, jeśli nie miliardy niewinnych ludzi? W tej chwili możesz zmienić decyzję, więc pomyśl i zastanów się, jesteś ze mną czy przeciwko mnie?
Sean spojrzał na nią z chęcią mordu w oczach. Wiedział, że nie może teraz zawieść. Ale czy życie Starka rzeczywiście było nic nie warte? Przecież widział jego plany, wiele czytał i słuchał o jego geniuszu... Ten człowiek mógłby zmienić bieg historii, wraz ze swoimi przyjaciółmi. A Pepper? Pepper spodobała mu się nie tylko z powodu wyglądu. Była taka żywa, rzeczywista i kiedy się śmiała, śmiał się z nią cały świat.
Sean odetchnął, nie odrywając od siostry przeszywającego spojrzenia. Musiał wybierać. I chyba wiedział, co powinien zrobić. Ale najtrudniejsze zawsze są początki i niestety, stwierdził ze smutkiem, będą wymagały ofiar, jeśli chciał sprawić, aby Angelina mu zaufała.
- Dobrze – zgodził się, cedząc przez zaciśnięte zęby. - Jestem z tobą.
- Miło, że w końcu myślisz – stwierdziła dziewczyna, uśmiechając się i zakładając dłonie na piersi. - Zaczniesz więc jutro, od śledzenia i poznania jego bliskich w szkole. Chcę wiedzieć o nim wszystko... Nawet rzeczy, które wydadzą ci się nieistotne.
- Tylko tyle?
- Oczywiście, że nie – prychnęła rozbawiona. Po chwili rzuciła się na łóżko, krzyżując ręce na karku i wpatrując się w sufit. - To najmniejsze z twoich zadań, a w ważniejszych będziemy działać razem. Zaczniemy więc od odebrania mu tego samego, co zabrał nam.
- Czyli? - Sean zmarszczył brwi.
- Jutro jest jego przyjęcie urodzinowe... Załatwię ci zaproszenie i będziesz się tam świetnie bawił... razem z jego ojcem. - Angelina zaśmiała się bez wesołości. - Czyli mój braciszku, zaatakujemy tam, gdzie najbardziej boli. Zaczniesz zadawać się z jego przyjaciółmi, możesz nawet nawiązać bliższą znajomość z panną Potts, ale tuż po przyjęciu porwiemy, wykorzystamy - oczywiście wedle życzeń naszej sekretarki, a następnie zabijemy Howarda Starka.


Witam, choć jestem już trochę stara (:P) to mój pierwszy blog, więc proszę o łagodność i wyrozumiałość...

Będzie to blog o Tony' m Starku i Pepper Potts i jest to kontynuacja IRON MAN:ARMORED ADVENTURES, ale poprzeplatałam też parę wątków z filmu, więc powstała troszeczkę mieszanka wybuchowa i mam nadzieję, że mi to wybaczycie... :D
Natomiast co do notek, to postaram się dodawać kolejne rozdziały co dwa tygodnie (z góry przepraszam, że tak długo, ale 3 klasa gimnazjum jest ciężka, i mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Zresztą wszystkie książki same się nie przeczytają!:D) 

PROLOG JESZCZE DZIŚ!!