Nie wiem, czy podobał się wam prolog...
Jestem trochę zawiedziona, żadnych komentarzy. :(
Ale jestem z rodzaju tych osób, które się nie poddają, więc postanowiłam wcześniej wrzucić pierwszy rozdział. I przepraszam, ale zapomniałam uprzedzić: moje notki potrafią być dłuuuuuugie... I dlatego powinnam raczej powiedzieć, że będę wrzucała części rozdziałów, aby nie było zbyt długo i nużąco :P Miłego czytania! :D
Jestem trochę zawiedziona, żadnych komentarzy. :(
Ale jestem z rodzaju tych osób, które się nie poddają, więc postanowiłam wcześniej wrzucić pierwszy rozdział. I przepraszam, ale zapomniałam uprzedzić: moje notki potrafią być dłuuuuuugie... I dlatego powinnam raczej powiedzieć, że będę wrzucała części rozdziałów, aby nie było zbyt długo i nużąco :P Miłego czytania! :D
001.
*Pepper*
Zupełnie straciłam poczucie czasu, kiedy
siedziałam na krawędzi dachu Akademii Jutra i od niechcenia machałam nogami.
Chwilowo potrzebowałam ciszy i spokoju, aby pomyśleć... zastanowić się co
dalej. Zaledwie tydzień temu ludzie dowiedzieli się kim jest Iron Man, War
Machine oraz Rescue, i praktycznie nie mogliśmy odpędzić się do tłumu dziennikarzy
i fanów... Cóż, muszę przyznać, że wielbiciele to coś, co podbudowuje twoją
wartościowość, ale jednocześnie potrafi wymęczyć, ukatrupić, tak, że nawet nie
zauważysz kiedy.
Drgnęłam
przestraszona, kiedy telefon zadzwonił w mojej kieszeni. Oderwałam wzrok od
powoli zachodzącego słońca i wyjęłam komórkę. Na wyświetlaczu uśmiechał się do
mnie Tony; westchnęłam, ale postanowiłam odebrać. Niedawno dużo się działo, a
Stark zapewne nie miał lżej ode mnie. Przecież jako geniusz, który zbudował
zbroję, i to nawet nie jedną, dzięki której może ratować świat, nie miał ani
chwili wytchnienia i od tygodnia rozmawialiśmy jedynie kilkanaście razy przez
telefon, a mieliśmy sobie tyle spraw do wytłumaczenia... A dzisiaj jego ojciec,
pan Howard, postanowił urządzić synowi przyjęcie, gdyż wcześniej nie było na to
zbyt wiele czasu. Żadne protesty Tony' ego nie zadziałały; pan Stark uważał, iż
trzeba uczcić wkraczanie jego syna w dorosłość. Jednak doskonale wiedziałam, że
Tony wydoroślał już dawno temu, kiedy musiał dźwigać ciężar odpowiedzialności
ratowania świata na swoich barkach, i choć miał mnie i Rhodey' ego, nie było mu
łatwo.
- Hej, To...
- Hej, Pepper.
Potrzebuję twojej pomocy – przerwał mi, kiedy ledwie zdążyłam się przywitać.
Odruchowo
wstałam i skierowałam się w stronę wyjścia. Moja twarz wyrażała skupienie, ale
wiedziałam, że wykwitł na niej także radosny uśmiech, kiedy poczułam buzującą
we krwi adrenalinę.
- Rescue zaraz
stawi się na posterunek, Iron Manie – powiedziałam, biegnąc schodami w dół. Po
chwili byłam już na zewnątrz. Nie przestawałam się uśmiechać.
- Miło
wiedzieć, że o każdej porze jesteś w stanie gotowości – zaśmiał się, ale po
chwili jego głos spoważniał. Albo mi się wydawało, albo Tony był trochę zły...
Lub zmęczony; nie miałam co mu się dziwić. - Ale jednak bardziej potrzebuję
twojej dziewczęcej ręki i wyszczekanej buzi.
- O... -
wydukałam, stając nagle w miejscu. Jednak po chwili ruszyłam w stronę nowego
domu Starków, który pan Howard kupił trzy tygodnie temu; ukrywał przed nami ten
fakt, informując jedynie mamę Rhodey' ego o zakupie. Miał to być urodzinowy
prezent dla Tony' ego od ojca, który ukradkiem zaczął przenosić do nowego domu
cały ich dobytek i instalując tam wszystkie techniczne rzeczy, jak to maniak
technologii i fizyki. Tony w ostatnich tygodniach był tak zajęty, że nawet nie
zauważył znikających rzeczy. Ale kiedy w dzień urodzin Tony' ego napadli na nas
„kosmici”, prezent musiał poczekać. Młody Stark dowiedział się o nim dopiero
dzień po prawie - końcu - świata i (szczęściarz!) mógł się wprowadzić do nowego
apartamentu, a w jego pokoju znajdowały się wszystkie jego rzeczy – nic nie
musiał robić, tym bardziej sprzątać. Też chciałabym mieć taką przeprowadzkę...
Jednak jak dotąd, nie było okazji, aby ktoś z nas mógł odwiedzić Tony' ego; ja
i Rhodey musieliśmy najpierw uporządkować sprawy w naszym życiu. Cóż,
przynajmniej teraz miałam pretekst, aby w końcu odwiedzić Tony' ego.
Zmarszczyłam
brwi, próbując przestać uśmiechać się jak idiotka. Ale nie mogłam; myśl o
spotkaniu Tony' ego po tygodniowej przerwie powodowała, że czułam się tak samo
jak przed walką w zbroi. Adrenalina powróciła, byłam pełna życia... Ale nagle
przyszło zdenerwowanie. Przecież wtedy,
podczas walki, prawie mu powiedziałam, co do niego czuję, ale wtedy nie było
czasu; Stark nie mógł mnie wysłuchać, kiedy ważyły się losy całej ludzkości. A
potem, kiedy wszystko dobrze się skończyło, kiedy postanowiliśmy z Rhodey' m
nie zostawiać Tony' ego samego, który przypadkiem się ujawnił, wiedziałam, że
muszę z nim porozmawiać. A co, jeśli taka sytuacja by się powtórzyła? Ale wtedy
Tony powiedział, że też musi mi coś powiedzieć i pocałował mnie w policzek...
Ale nadal nie wiedziałam, czy po to, żeby mnie uspokoić, czy może... Może on
też coś do mnie czuje?
Przełknęłam
ślinę, ale nie potrafiłam przestać się cieszyć, że nareszcie porozmawiam z
Tony' m, twarzą w twarz.
- Udam, że nie
słyszałam fragmentu o wyszczekanej buzi – odpowiedziałam, udając urażoną.
- A ja udam, że
nie słyszę, iż cieszysz się jak idiotka... Choć w sumie, nie. Nie będę udawał,
pochlebia mi, że tak bardzo się za mną stęskniłaś. Przecież mój nieodparty urok
nie mógłby ominąć także i ciebie. W końcu słowo „nieodparty” mówi samo za
siebie...
- Po pierwsze:
skromność, Tony, skromność. Słyszałeś kiedyś takie słowo?
- Nie, podaj
proszę definicję.
- Och, za
wyjaśnienie powinno ci po prostu wystarczyć, że ty zdecydowanie jej nie masz –
stwierdziłam, uśmiechając się zadziornie.
Tony prychnął i
mogłam niemal przysiąc, że lekko się uśmiechnął.
Uwielbialiśmy
się ze sobą przekomarzać.
- Ale bądźmy
poważni...
- Przecież ty
nigdy nie jesteś poważny.
- Pepper –
jęknął Tony, więc ugryzłam się w język, aby powstrzymać potok słów. - Mogłabyś
coś dla mnie zrobić? - spytał, nawet nie czekając na odpowiedź. - Gdzie jesteś?
- Zaraz będę w
twoim domu, daj mi dziesięć minut... - oświadczyłam, nawet stąd widząc
apartament Starków. - Matko, Tony... Nie próżnowaliście, widzę twój dom stąd, a
wcale nie jestem tak blisko. Ile kosztował? Czy wygląda w środku tak jak
zbrojownia? Tak, pewnie tak. Znając ciebie i twojego tatę, to byłby istny raj
na ziemi. Ale powiedz, że przynajmniej twój pokój jest normalny...
- Pepper – warknął
rozdrażniony Tony. - Naprawdę, jesteś... świetną przyjaciółką, ale możesz przez
chwilę przestać mówić? Mam sprawę, poważną.
- Oj, dobrze,
dobrze. - westchnęłam, przeczesując dłonią włosy. Mój język, aż się wyrywał,
aby zapytać, czy aby na pewno tylko przyjaciółką, ale zasznurowałam usta. Mój
niewyparzony język kiedyś wpędzi mnie w kłopoty. A z całą pewnością nie
chciałabym stracić przyjaźni Tony' ego. - Mów.
- Pani Rhodes
każe mi się ubrać elegancko na moją osiemnastkę, ale zaświadczyłem, że z całą pewnością
nie założę garnituru... Nie, nie założę go! Wie pani przecież, że nienawidzę
garniturów! - krzyknął zapewne do swojej dręczycielki. Westchnął po chwili zmęczony.
- Mogłabyś mi pomóc coś znaleźć? - poprosił, zwracając się tym razem do mnie, a
po chwili dodał:
- Oczywiście,
jeśli sama się nie szykujesz.
Uśmiechnęłam
się. Każdy pretekst, żeby zobaczyć Tony' ego i porozmawiać z nim przed imprezą
wydawał się świetny, ale napawał mnie lękiem; miałam wrażenie, że ktoś próbuje
wykręcić dziurę w moim brzuchu.
- Pomogę ci,
biedaku. Coś znajdziemy, a potem najwyżej pobiegnę do domu i się ogarnę. Rhodey
ma po mnie przyjechać, więc na pewno się nie spóźnię. Zresztą – rzekłam,
spoglądając na zegarek na lewym nadgarstku. - Twoje przyjęcie zaczyna się
dopiero za 4 godziny, na pewno zdążymy.
- OK, wielkie
dzięki – Tony wyraźnie odetchnął. Usłyszałam, jak rzuca się na łóżko. - Czekam
na ciebie w pokoju. Wchodź, nie pukaj, bo i tak nikt cię nie usłyszy. Pani
Rhodes przed chwilą wyszła, a ekipa przygotowująca przyjęcie wciąż coś robi w
sali balowej, a tata uparł się, aby dopilnować reszty. J.A.R.V.I.S. cię
zaprowadzi.
Otworzyłam
szeroko oczy.
- Macie salę
balową? - zdziwiłam się. - Jak wygląda? Jest pewnie duża, skoro postanowiliście
zaprosić 200 osób. Koniecznie musisz mnie tam zaprowadzić, jeszcze przed
przyjęciem. Będę miała czym się chwalić, a Rhodey i Happy będą mi zazdrościć...
O tak, już widzę ich miny, jak tylko im powiem...
- Czekam na
ciebie, Pepper – przerwał mi Tony, wzdychając i rozłączając się.
Prychnęłam niby
urażona kotka. Schowałam telefon do kieszeni mojej bluzy z kapturem i
przyspieszyłam kroku. Po chwili stałam już pod drzwiami jego domu. Naprawdę nie
przesadzałam, kiedy mówiłam, że jego dom jest ogromny. Zamiast zewnętrznych
ścian zamontowano wszędzie szyby, które sięgały od podłogi do sufitu.
Podziwiałam kogoś, kto wziął na siebie obowiązek czyszczenia ich wszystkich.
Jednak myliłam
się, kiedy sądziłam, że Starkowie zrobią ze swojego mieszkania kolejną
zbrojownię. W środku pyszniły się przeróżne nowoczesne meble i obrazy. Z całą
pewnością nie były tanie.
Kiedy chwyciłam
klamkę, dojrzałam wysokie, marmurowe schody, tuż przed dużym salonem, gdzie
znajdowała się ogromna plazma. Dobrane przez kogoś kolory, świetnie do siebie
pasowały. Ciepłe i spokojne barwy, a niekiedy rzucająca się w oczy morska
zieleń, powodowały, że człowiek czuł się tutaj jak u babci. Odczuwał
jednocześnie respekt i podziw, ale też ciszę oraz wytchnienie. Z całą pewnością
dom dekorowała kobieta. Hmm... Skoro tak prezentował się dół, ciekawe jak
wyglądał pokój Tony' ego.
Z rozbawieniem na twarzy, otworzyłam drzwi,
postanawiając, że później pozwiedzam apartament Starków. Skierowałam się w
stronę schodów, zgadując, że Tony ma pokój na gorze. Był taki przewidywalny...
Podskoczyłam,
kiedy usłyszałam głos, który zdawał się dochodzić z każdej strony domu.
- Panno Potts,
pan Stark czeka na panią na górze. Proszę wejść na pierwsze piętro po schodach,
a potem skręcić w lewo i iść wzdłuż korytarza. Po prawej stronie znajduje się
pokój pana Starka, trzecie drzwi. Będę pannę obserwować, więc gdyby się pani
zgubiła...
- Dziękuję ci,
J.A.R.V.I.S. - przerwałam komputerowi i wbiegłam po schodach, trzymając się na
wszelkie wielkie poręczy. Różnie bywa z moim szczęściem. - Poradzę sobie.
- Oczywiście, panno
Potts – rzekł komputer, po chwili milknąc.
Zmrużyłam oczy.
Mogłabym
przysiąc, że słyszałam w jego głosie sarkazm...
Westchnęłam i
wspięłam się po schodach. Skierowałam się w stronę pokoju Tony' ego wedle
wskazówek J.A.R.V.I.S. - a. Gdy stanęłam przed jego drzwiami, wzięłam głęboki
oddech, zastanawiając się jednocześnie, od kiedy to się wszystko zaczęło. Od
kiedy zaczęłam patrzeć na Tony' ego inaczej niż jak na przyjaciela, a samotne
chwile z nim spędzane stały się jednocześnie lekarstwem na zakochaną duszę i
utrapieniem dla mojego umysłu, który czuł się jak lew, brutalnie zamknięty w
klatce po całym życiu wolności... Zrezygnowany i przerażony. A do tej mieszanki
trzeba dodać jeszcze zakłopotanie. I nieśmiałość. Podsumowując, świetny przepis
na miłość.