sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 1 część 5

Postanowiłam dodać nową część już dzisiaj, bo stwierdziłam, że w moje urodziny jednak nie będę miała na to czasu... Tym bardziej, że ostatnio nie mam duszy... Cassandra Clare ją wyssała. Muszę was ostrzec, jeśli chcecie dożyć szczęśliwie do starości, nie zaczynajcie czytać Mechanicznej Księżniczki... Jestem właśnie po lekturze i nieoficjalnym tłumaczeniu (nie wiem, co bym zrobiła bez tych wszystkich cudownych dziewczyn z grupy tłumaczącej... kocham je! :D) i... Cóż, co tu dużo mówić? Jestem tylko cholernym zombie!

Przepraszam, przepraszam... Kiedy skończycie, będziecie wiedzieli za co, na razie nie chcę nic mówić, żebyście mnie znienawidzili... Ale ja już tak mam. Przeciągam to, co najbardziej oczekiwane... XD

***



Zatrzymałem się przy moim uśmiechniętym portrecie. Ten Tony był taki... radosny, jakby cieszył się tylko chwilami i nie przejmował tym, co było. Czy tak właśnie widziała mnie Pepper? Widywała mnie podczas różnych nastrojów, ale nawet kiedy chciałem, żeby wyszła i zostawiła mnie samego, ona zawsze stała przy moim boku, bez względu na to, co wygadywałem na jej temat.
Uśmiechnąłem delikatnie, ale zaraz przypomniałem sobie, że miałem zgrywać nielitościwego krytyka. Oparłem się plecami o ławkę i spojrzałem na Pepper z nieodgadniętym wyrazem twarzy spode łba.
- Co masz konkretnie na myśli? - zapytała ostrożnie Pepper, próbując zamaskować wahanie w swoim głosie. Choć nie chciała tego przyznać, zależało jej na mojej pozytywnej opinii.
Kazałem przymknąć się swojemu sumieniu i powstrzymałem się od natychmiastowego zapewnienia dziewczyny, że jej szkice są cudowne.
- Jestem trochę zawiedziony. Spodziewałem się trochę... Czy ja wiem? Więcej romantyzmu? Niegrzecznych myśli? - potarłem brodę kciukiem i palcem wskazującym w zastanowieniu. - Przecież wiem, że masz bardzo wybujałą wyobraźnię i miałem nadzieję, że wykorzystasz ją, szkicując mnie BEZ koszulki. I może spodni. Nawet bokserek...
Pepper prychnęła, przerywając mi.
- Wątpię, żeby moja wyobraźnia była aż tak wybujała.
- Że też nie wpadło mi na myśl, żeby uzupełnić braki w twoich wyobrażeniach i nie pomóc ci – mogłem przecież zdjąć bokserki, kiedy przymierzałem tyle tych strojów, którymi we mnie rzucałaś w garderobie. - westchnąłem z udawaną rezygnacją.
- Nie zgrywaj niewiniątka! Doskonale wiem, że straszną miałeś na to ochotę... - oświadczyła z przekonaniem, miętosząc w dłoni kołnierzyk mojej marynarki. Uśmiechała się wesoło, choć próbowała przybrać poważny wyraz twarzy.
Ponownie westchnąłem, przeczesując powoli dłonią swoje czarne włosy. Uśmiechnąłem się przelotnie do Pepper, kładąc jej rysunki obok mnie, na ławce.
- Czasem przeraża mnie myśl, że tak dobrze mnie znasz. - stwierdziłem cicho, patrząc na nią intensywnie.
Pepper spuściła wzrok i wbiła go w swoje bose stopy, którymi machała jak mała dziewczynka. Zgarnęła nerwowo włosy na prawy bok, tak że mogłem zobaczyć jej bladą szyję i lewy profil.
- Nadal uważam, że wolę cię rysować, kiedy jesteś ubrany.
Uniosłem brwi w zdziwieniu.
- Jestem trochę zaskoczony; pierwszy raz słyszę od dziewczyny, że woli mnie w ubraniu... - rzekłem. Spojrzałem na gwiazdy, uśmiechając się po chwili tryumfalnie niczym Dedal po skonstruowaniu skrzydeł. - To pewnie dlatego, że nie widziałaś mnie nago!
Pepper uniosła kpiąco kącik ust. Jej oczy błyszczały zadziornie, a policzki i szyja były lekko zarumienione.
- Może kiedyś spotka mnie zaszczyt zobaczenia cię w pełnej krasie – odpowiedziała żartobliwie.
- Coś mi mówi, że nie będziesz musiała długo czekać – rzekłem, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Pepper spiekła jeszcze większego raka. Jej uśmiech stał się odrobinę niepewny, mój także, widząc jej reakcję.
Między nami zapadła cisza. Słyszałem tylko nasze oddechy i przyspieszone bicie mojego serca, jakby chciało się wydostać na zewnątrz. Mój żołądek postanowił chyba zostać zawodowym gimnastykiem, gdyż nie przestawał robić fikołków. Musiałem odetchnąć dwa razy, aby się uspokoić.
Oboje patrzyliśmy na niebo, jakby były tam zawarte wszystkie tajemnice i odpowiedzi. Tak bardzo chciałem wiedzieć o czym myśli Pep...
Przymknąłem na chwilę powieki, mając nadzieję, że pomoże mi to zebrać odwagę i się trochę uspokoić. Jednak nawet pod powiekami widziałem uśmiechniętą i zarumienioną twarz Pepper, ale jeszcze nie wiedziałem, czy mi to pomaga, czy wręcz przeciwnie. Oblizałem spierzchnięte wargi, układając w głowie jakieś składne zdanie, dzięki któremu mógłbym wszystko wyjaśnić Pepper: to, co do niej czułem, od kiedy, jak to się zaczęło, ile dla mnie znaczy...
W pewnym momencie, niewiele myśląc i zdając się bardziej na uczucia niż na rozum, spojrzałem na Pepper. Dziewczyna po chwili wahania zrobiła to samo, jakby bojąc się, do czego to może doprowadzić.
- Pep...
- Tony...
Odezwaliśmy się w tym samym momencie, uśmiechając się do siebie z rozbawieniem, ale też i z zakłopotaniem. Spłoszeni, odwróciliśmy wzrok. Miałem wrażenie, że się zaraz ugotuję z tego gorąca, mimo że miałem na sobie jedynie cienki T-shirt.
Chwilę później, wściekłem się na siebie samego. Gdzie się podział ten pewny siebie Tony Stark? Czy to możliwe, żeby jedna dziewczyna, mogła tak mi zawrócić w głowie, że nie wiedziałem nawet, jak się wysłowić? To nie było normalne... i sprawiedliwe. Ale takie właśnie były emocje, czy mi się to podobało, czy nie. Ale skoro uczucia grały nie fair, ja też nie musiałem. Raz kozie śmierć, pomyślałem i zanim mój umysł zdołał mnie powstrzymać, zdałem się na spontaniczność.
Odwróciłem się w stronę dziewczyny, przez chwilę napawając się widokiem jej pięknych rudych włosów, układających się w blasku księżyca srebrzystymi falami na plecach.
- Pepper... - odezwałem się zachrypniętym głosem, jakbym nie mówił od wielu dni. Odchrząknąłem cicho i spojrzałem na dziewczynę, która, mimo że odwróciła głowę w moją stronę, wpatrywała się w moje ramię. Kiedy indziej, jej nieśmiałość i małomówność może i by mnie rozbawiły, ale nie teraz, kiedy czułem się, jakbym sam szedł na dawno wydany i przegłosowany wyrok śmierci.


Spojrzałem na jej lewą rękę, która bawiła się guzikiem czarnej marynarki. Chwyciłem jej bladą dłoń, niemal białą w świetle księżyca i gwiazd, chcąc, aby na mnie spojrzała. Pepper drgnęła, ale nadal nie odwzajemniła mojego spojrzenia, wbijając wzrok w nasze złączone dłonie, jakby się czegoś bała. Jakby obawiała się tej chwili, wiedząc, że będzie musiała odmówić...
Zacisnąłem wargi, odganiając takie myśli. Nie mogłem sobie pozwolić na wątpliwości, zwłaszcza teraz, kiedy postanowiłem nie słuchać rozumu.
Śledziłem wzrokiem jej smukłą twarz, malinowe usta i pełniejszą dolną wargę, opuszczone powieki, piegi na nosie oraz policzkach, które wyglądały jak pocałunki słońca, a także ogniste włosy, oddające całą istotę jej temperamentu. Była piękna, nawet jeśli sama się za taką nie uważała. Jednak najbardziej ceniłem jej cechy charakteru, które, choć czasami przyprawiały mnie o ataki palpitacji, były cudowne i jedyne w swoim rodzaju. Za to ją ceniłem już pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy – miała niezaprzeczalny talent do przegadywania takich ludzi jak ja.
- Pepper? Muszę... Chcę... Nie, wróć, ponownie muszę... A może jednak chcę...? - spytałem sam siebie, kręcąc po chwili głową z zrezygnowaniem i czując jeszcze większą suchość w gardle. Zaczerpnąłem nocnego powietrza, jakbym się szykował na głęboki skok do wody. Pepper uśmiechnęła się pod nosem, ale nadal nie podnosiła wzroku. Zmarszczyłem czoło, wzdychając. - Umówmy się, że chcę i muszę z tobą porozmawiać, Pep. Tylko... czy mogłabyś na mnie spojrzeć?
- Ja... - zaczęła szeptem rudowłosa i otworzyła szeroko oczy, jakby zdziwiona, że w ogóle się odezwała.
Stwierdziłem, że muszę jej pomóc. Kciukiem wolnej dłoni musnąłem jej podbródek, lodowato zimy od mrozu, ale niezwykle miękki, jak puch. Uniosłem delikatnie jej głowę do góry, intensywnie się w nią wpatrując. Kiedy w końcu nasze spojrzenia się skrzyżowały, nabrałem dziwnej pewności siebie, co było dziwnie, gdyż miałem wrażenie, że cała odwaga, jaką udało mi się wcześniej zebrać, już dawno odpłynęła.



środa, 27 marca 2013

Rozdział 1 część 4

Po pierwsze, chciałam bardzo podziękować za komentarze :D Dzięki waszym opiniom i ponad 500 wejściami jestem chyba najszczęśliwszą osobą na świecie! Jeszcze raz, wielkie dzięki!

Za to, że tak długo nie wstawiałam notki, postanowiłam trochę przedłużyć ilość dzisiejszego rozdziału. Mam nadzieję, że się wam spodoba, choć straaaaaaaaaaaaaasznie przedłużyłam tą scenę... No, ale cóż. To w końcu Tony, prawda? XD

***

Nadal nie odrywałem wzroku od jej sylwetki. Odetchnąłem i... Zanim zdążyłem stchórzyć, wyszedłem z ukrycia, opierając się cicho plecami o drzewo, tuż obok niej. Jednak Pepper wciąż nie zwracała na mnie uwagi. Zmarszczyłem czoło, mając wrażenie, że specjalnie mnie ignoruje. Ale po chwili dostrzegłem, że miała przymknięte powieki i prawdopodobnie mnie nie usłyszała.
Na chwilę zapomniałem o jej rysunkach trzymanych w dłoni, jakby od zawsze były częścią mojego ciała, tak dobrze znaną i potrzebną do przeżycia.
Uśmiechnąłem się kącikiem ust i wbiłem wzrok w gwiazdy, niezwykle jasne tej nocy. Wyglądały, jakby toczyły jakąś tajemniczą walkę z księżycem w pełni o to, które będzie bardziej zachwycało swoim blaskiem tych, którzy zwracali na nie swoją uwagę. O to, które z nich przegna mrok i pokaże, że ciemność ma także jasną stronę.
- Mam nadzieję, że to ja zajmuję twoją rudą główkę – powiedziałem cicho, nie chcąc jej zbytnio przestraszyć. Ale nie mogłem pozbyć się ze swojego głosu tej słynnej nutki sarkazmu.
Pepper podskoczyła na ławce i gwałtownie odwróciła głowę w moją stronę. Początkowo jej dłoń chwyciła jedną ze szpilek, ale kiedy przyjrzała mi się bliżej, odetchnęła z ulgą. Uniosłem jedną brew do góry, obserwując jej reakcję.
- Przestraszyłeś mnie, głupku – oświadczyła, próbując udać urażoną, ale z nieznanych mi powodów, na jej policzkach wykwitł rumieniec.
Zignorowałem, że mnie przezwała i spojrzałem na nią, nie przestając się zadziornie uśmiechać.
- Dobrze, że ja to zrobiłem, a nie jakiś nieznany ci koleś. - oświadczyłem, odchylając głowę lekko do tyłu. - Już współczuję temu komuś, kogo podziurawiłabyś swoimi uroczymi butkami.
- Wcale bym go nie podziurawiła, tylko rzuciła w niego butem, a potem... - urwała nagle, wpatrując się we mnie badawczo. - Co ty tutaj w ogóle robisz? Nie powinieneś być na przyjęciu?
- Twoja radość spowodowana moim przybyciem, aż chwyta za serce – zakpiłem, czując, że wzbiera we mnie złość. Na szczęście, byłem mistrzem w ukrywaniu emocji.
Spojrzałem na nią jeszcze raz, tym razem bez uśmiechu, zastanawiając się, czego się spodziewałem. Że rzuci się w moje ramiona? Że powie, że się we mnie zakochała...?
- Cóż, skoro nie potrzebujesz towarzystwa, pozwolisz, że się oddalę. Pewnie wszyscy już za mną tęsknią – rzuciłem, zdając sobie nagle sprawę z ciężaru szkiców Pepper. Fałszywe nadzieje, jak ja ich nienawidzę...
- Nie! Nie o to mi chodziło! - krzyknęła Pepper, wyciągając lekko dłoń w moją stronę, jakby chciała mnie zatrzymać. Po chwili, jakby zdumiona swoim zachowaniem, odchrząknęła, nie odwzajemniając mojego zdziwionego spojrzenia. - To znaczy... Yyy... Chciałabym... Wolałabym... Może... może zostaniesz? 
Uniosłem brwi, wpatrując się w nią z zainteresowaniem. Próbowałem się nie uśmiechać jak idiota.
- Wiesz... Jest tu trochę strasznie. I ciemno. - rzekła, spuszczając wzrok.
Teraz już z całą pewnością uśmiechałem się jak zakochany szczeniak, ale nie zwracałem na to szczególnej uwagi.
Jednak po chwili wziąłem się w garść i westchnąłem, ponownie spoglądając na gwiazdy. Potrzebowałem chwili, aby uporządkować myśli, choć moja twarz wyrażała cząstkowy spokój, który starałem się utrzymać w swojej głowie. Jednak moje kąciki ust, mimo protestu rozumu, co chwilę wędrowały w górę, jakby moje ciało, o wiele wcześniej niż umysł, wiedziało, co się zaraz stanie.
- Pepper Potts boi się ciemności... Myślę, że to przydatna informacja, z pewnością ją zapamiętam. – zamyśliłem się, siadając obok niej. Zdjąłem szpilki z ławki i delikatnie położyłem je na trawie, odbijającej światło księżyca. Spojrzałem na bose stopy Pepper; mój wzrok powędrował wyżej, zauważając gęsią skórkę na jej alabastrowej skórze nóg, rąk i dekoltu. Przez cały ten czas Potts nie odrywała ode mnie wzroku, uśmiechając się delikatnie, lecz zadziornie. Uwielbiałem to w niej - potrafiła być kobieca, ale zawsze coś miała w zanadrzu. Jakby znała jakiś twój sekret, dzięki któremu jej będzie bezpieczny.
- Radziłabym ci uważać. Ja też mam bardzo dużo przydatnych informacji na twój temat.
A nie mówiłem? 
Uśmiechnąłem się, przechylając głowę w bok i ciekawie się w nią wpatrując.
- Naprawdę? - spytałem, przeciągając samogłoski. - Na przykład jakie?
- Myślę, że nie powinnam ci akurat tego zdradzać. Dzięki temu zawsze będę mogła cię zaskoczyć. I oczywiście zaszantażować. - odpowiedziała, odwzajemniając moje spojrzenie. Uśmiechała się radośnie, lecz nagle zadrżała i wessała powietrze przez zaciśnięte zęby. Zaczęła pocierać swoje ramiona dłońmi, w celu ich ogrzania.
Bez zastanowienia, wstałem z ławki i przerzucając jej rysunki do wolnej dłoni i z powrotem, zdjąłem swoją czarną marynarkę, do której założenia zmusiła mnie Pepper niecałe kilka godzin temu. Oczywiście, nie dałem tak łatwo za wygraną i zamiast białej koszuli, założyłem po prostu biały T-shirt. Zdziwiłem się, kiedy Pepper zaakceptowała mój wybór czarnych obcisłych jeansów, ale nie miałem zamiaru narzekać. Niestety musiałem pożegnać się z moimi ulubionymi granatowymi trampkami i przywitać czarne, niezbyt wygodne (choć można się przyzwyczaić), buty wyjściowe.
Stanąłem przed Pepper i okryłem jej gołe ramiona marynarką. Jej blade policzki, usiane gdzieniegdzie piegami, pokryły się czerwienią, kiedy moje dłonie zatrzymały się na dłużej tuż przy jej smukłej szyi. Spojrzałem w jej szarozielone oczy, poprawiając marynarkę. Nie odrywaliśmy od siebie wzroku, aż w pewnym momencie, tuż nad nami, na jednej z wielu gałęzi pięknego drzewa, rozległo się głośnie pohukiwanie sowy.
Pepper uśmiechnęła się nieśmiało i podziękowała. Odpowiedziałem jej uprzejmym uśmiechem, ociągając się z odsunięciem od niej. Jednak po chwili usiadłem obok niej, z wdzięcznością witając ławkę, dzięki której mogłem ukryć drżenie moich nóg – miałem wrażenie, że były z galarety.
Dziewczyna spojrzała na mnie, a po chwili, jakby dopiero teraz dostrzegła swoje szkice w mojej dłoni, uniosła kącik ust do góry z lekką ironią.
- A więc wnioskuję, że jednak ci się spodobały? - spytała, jakby już dawno znała odpowiedź, wskazując ruchem głowy szkice. Oderwałem od niej wzrok i zwróciłem go ku rysunkom, jakbym wcześniej ich nie zauważył. Uniosłem brwi i przybrałem poważny wyraz twarzy.
- Nie są złe... - odpowiedziałem, jednak widząc jej wszystkowiedzący wyraz twarz, odchrząknąłem i zacząłem przeglądać prace Pepper. - Tak naprawdę przyniosłem je tutaj, aby trochę na ich temat podyskutować. Mam pewne zastrzeżenia.
Pepper spojrzała na mnie, marszcząc czoło. Zastanawiała się, czy podjąć grę, ale wiedziałem, że nie potrafi się powstrzymać. Nasze docinki i sarkastyczne komentarze wymieniane przy byle okazji, były jak tlen, bez którego nie da się przeżyć.
Nie odwzajemniłem jej spojrzenia, śledząc wzrokiem ruchy swoich dłoni, przerzucających jej piękne szkice. Były wręcz idealne, ale nie zamierzałem tak łatwo odpuszczać.
Zatrzymałem się przy moim uśmiechniętym portrecie. Ten Tony był taki... radosny, jakby cieszył się tylko chwilami i nie przejmował tym, co było. Czy tak właśnie widziała mnie Pepper? Widywała mnie podczas różnych nastrojów, ale nawet kiedy chciałem, żeby wyszła i zostawiła mnie samego, ona zawsze stała przy moim boku, bez względu na to, co wygadywałem na jej temat.


Tak sobie myślę... Może ktoś ma ochotę podyskutować ze mną na jakiś temat? Wiem, że moje opowiadanie nie jest idealne, głównie literówki i przecinki, ale mam nadzieję, że jesteście w stanie mi to wybaczyć :D
Ale powracając do spraw kontaktu, jakby co, piszcie na mój e-mail: monia15148@o2.pl   :)  Wstyd się przyznać, ale potrzebuję doradcy w pewnej sprawie... Ktoś chętny?

środa, 13 marca 2013

Rozdział 1 część 3

Ok, tak jak obiecałam, kolejna notka.... Przepraszam, trochę może być nudna, ale obiecuję, że już niedługo, bardzo niedługo, zacznie się coś dziać, aż sama czekam na dalszy rozwój... Jestem zaledwie kilka stron do przody z tym, co wam tutaj daję, bo mam ost dużo lekcji i... Zresztą sami wiecie XD
Ok, nie przynudzam, chciałam jeszcze podziękować wszystkim za komentarze! Naprawdę, dzięki, wiele dla mnie znaczą, nie wiem, co bym bez was zrobiła :D

***

*Tony*

Kiedy w końcu udało mi się wydostać na zewnątrz, odetchnąłem nocnym powietrzem, jakbym przez ostatnie miesiące był zamknięty w pomieszczeniu pod ziemią i nie widział słońca.
Potrzebowałem chwili wytchnienia, aby uwolnić się od dwóch setek gości, którzy przez bite półtorej godziny składali mi życzenia. Normalnie starałbym się przetrwać te tortury i zmuszać się do uprzejmego uśmiechu, ale od prawie pół godziny nie mogłem nigdzie wychwycić wzrokiem rudej czupryny Pepper. Jedynie jej obecność pomagała mi nie uciec z stamtąd krzykiem, ale prędzej oddałbym komuś plany zbroi niż się do tego przyznał.
Uśmiechnąłem się nieświadomie, kiedy wspomniałem, jak niespodziewanie ujrzałem ją w tłumie zbliżających się do mnie ludzi i mimowolnie zamarłem. Mój wstrząśnięty wzrok spoczął na jej sylwetce. Założyła piękną granatową sukienkę sięgającą połowy ud, z głębokim półokrągłym dekoltem i zapinaną z tyłu drobnym pozłacanym suwakiem. Włosy opadały jej jedwabistymi falami na plecy, a szarozielone oczy błyszczały rozbawionym blaskiem. Była delikatnie umalowana, jedynie usta odznaczały się głęboką czerwienią. Chyba pierwszy raz odkąd ją znam, ujrzałem ją w szpilkach i to do tego pięciocentymetrowych. Ku mojemu zaskoczeniu (i podziwu) ani razu się nawet nie zachwiała.
Jak się okazało, Pepper nie skończyła z niespodziankami. Kiedy Rhodey złożył mi życzenia, Pepper podeszła do mnie lekko uśmiechnięta. Choć starała się to ukryć, czuła się trochę niepewnie i może nie zdawała sobie z tego sprawy, ale czułem się identycznie. Życzyła mi wszystkiego dobrego itp., a potem nagle przytuliła mnie i szepnęła do ucha:
- Pamiętasz jak narzekałeś, że w tych czasach nie istnieje zbyt wielu dobrych artystów? Mam nadzieję, że moje szkice choć trochę zostaną docenione przez zawodowego krytyka, Tony' ego Starka. A jeśli zasłużysz i powiesz mi to, co chciałeś u siebie w pokoju, mam dla ciebie jeszcze jeden prezent... Albo nawet więcej... Wszystkiego najlepszego!
Pocałowała mnie szybko w policzek i oddaliła się wraz z Rhodey' m, aby zrobić miejsce innym gościom. Jeszcze przez chwilę nie odrywałem od niej wzroku, aż do porządku przywołał mnie mój ojciec.
A propos mojego ojca. Można by rzec, że na początku przyjęcia nie spuszczał mnie z oczu i nadzorował, czy osobiście przywitałem wszystkich gości. Jednak od dłuższego czasu by niezwykle zaobserwowany eleganckim chłopakiem, może w moim wieku. Rozmawiali ze sobą od ponad dwóch godzin, a nadal wydawali się nienasyceni wiadomościami, jakie sobie przekazywali. Towarzyszyłem im tylko dziesięć minut, ale kiedy zaczęli rozprawiać o gospodarce, postanowiłem na chwilę się stamtąd wyrwać. Nadal nie widziałem Pepper i zacząłem się już nawet martwić, iż znowu była zazdrosna o Whitney, która trochę zbyt... całuśnie przekazała mi życzenia, i Pep poszła do domu.
Skierowałem się w stronę ogrodu, mając nadzieję, że ją tam spotkam. W dłoni wciąż trzymałem jej szkice; kiedy je zobaczyłem, te wszystkie sceny przedstawiające mnie oraz ją, niekiedy też i Rhodey' ego, w zbrojowni, przelane na papier wspomnienia z wszystkich wypraw i dwa moje portrety, uśmiechniętego i mocno zamyślonego, stojącego nad nową wersją zbroi, nie mogłem ich z powrotem odłożyć na dno prostego drewnianego pudełka, zawiniętego w niebieski papier. Po prostu musiałem je zabrać ze sobą. Mimo tych wszystkich innych prezentów, z pewnością drogich i wspaniałych, to podarunek od Pepper był jedyny w swoim rodzaju, dla mnie był bezcenny i za żadne skarby świata nigdy bym go nikomu nie oddał. Bez wątpienia wyglądałem jak idiota, parodiując po sali z tym opakowaniem, ale nie zamierzałem go zostawiać pod stertami innych prezentów. Dopiero później, kiedy nie mogłem dostrzec Pepper w tłumie gości, wyjąłem je i co chwilę na nie zerkałem.
Stojąc na tyłach domu, pośród tej bujnej zieleni i intensywnych barw kwiatów, które wydawały się świecić własnym blaskiem w mroku nocy, przystanąłem na chwilę, rozglądając się po ogrodzie. Choć mieszkałem tu od tygodnia, jakoś nie nabrałem wcześniej ochoty, aby go zwiedzić. Wolałem podziwiać nowy warsztat i wszystkie inne urządzenia, które ojciec zainstalował. Nie wiem czemu nagle nabrałem ochoty, aby go zobaczyć. Może, pomyślałem, dlatego, że Pepper zazwyczaj lubi takie miejsca...?
Westchnąłem i rozejrzałem się dokładnie dookoła, szukając wzrokiem jej sylwetki. Miałem wrażenie, że mój żołądek przybija właśnie piątkę z sercem, ale postanowiłem sobie, że dziś powiem Pepper... powiem jej, co do niej czuję...
W głowie co chwilę dźwięczała mi jej obietnica, powiedziała, że jeśli powiem jej wszystko, to ona da mi jeszcze jeden prezent...
Uśmiechnąłem się, mając nadzieję, że myślała wtedy o tym samym co ja.
Niestety, nigdzie jej nie widziałem. Ale ogród był duży, próbowałem pocieszyć samego siebie, na pewno musi gdzieś tu być.
Kiedy ruszyłem dalej, dostrzegłem w oddali ogromne piękne drzewo, którego rozłożyste gałęzie i gruby pień rzucały cień na dróżkę, przy której go posadzono. Jego ciemnozielonymi liśćmi, które świeciły tajemniczo w blasku gwiazd i księżyca, targał wiosenny, ale mroźny wiatr. W cieniu drzewa skryła się także mała i prosta drewniana ławeczka z oparciem, na której ujrzałem ją. Jej rude włosy, które odbijając srebrzystą poświatę, wyglądały jak ogień bogów, spowodowały, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Kiedy odchyliła głowę do tyłu, miałem już całkowitą pewność, że to ona.
Podchodziłem do niej powoli, nie chcąc, aby mnie na razie ujrzała. Byłem coraz bliżej. Przez cały ten czas wpatrywała się w gwiazdy, jakby czegoś uparcie tam szukała. Usta miała lekko rozchylone. Oparła się na wyprostowanych rękach z tyłu, a jej bose stopy muskały miękką trawę. Szpilki położyła obok siebie na ławce.
Niespodziewanie znalazłem się tuż za drzewem, którego gruby pień doskonale mnie ukrył. Wpatrywałem się w Pepper, zastanawiając się o czym rozmyśla. Może zastanawiała się, czemu jej nie szukam...
Potrząsnąłem lekko głową i przeczesałem dłonią włosy, próbując wziąć się w garść. Jej obecność wzbudzała we mnie nieznane mi jak dotąd uczucia, dziwne uczucia. Ale tak naprawdę byłem... szczęśliwy. Tak, to chyba dobre określenie. Kiedy tylko ją widziałem miałem ochotę ja dotykać, rozmawiać o byle czym lub po prostu siedzieć w ciszy, trzymając się za ręce. Potrzeba wzięcia jej w ramiona i złożenia pocałunku na jej delikatnych ustach, na pełniejszej dolnej wardze była czasami tak silna, że musiałem zaciskać zęby i wbijać paznokcie we wnętrze dłoni, aby nie zrealizować swoich pragnień.
Wciąż nie byłem pewien, czy Pepper też coś do mnie czuła. Mimo tych wszystkich znaków, usilnych prób, aby porozmawiać, zawsze ogarniały mnie wątpliwości, choć jeszcze minutę wcześniej postanawiałem, że powiem jej o moim uczuciu. Jednak później nie było to już takie łatwe.
Ale dzisiaj to się zmieni, musi. Przecież miałem urodziny... Dobra, były w zeszłym tygodniu, ale obchodzę je dopiero dzisiaj, więc chyba mam prawo do życzeń, prawda?


Jeszcze tylko ostatnia sprawa... Mówcie, jeśli mam coś poprawić, dobrze? Może komuś coś nie pasuje i miałby inną wizję, a może coś wyjaśnić? Piszcie, co poprawić, naprawdę doceniam ludzi krytykujących, nie bających się wyrazić swoje słowo :D