Po pierwsze, chciałam bardzo podziękować za komentarze :D Dzięki waszym opiniom i ponad 500 wejściami jestem chyba najszczęśliwszą osobą na świecie! Jeszcze raz, wielkie dzięki!
Za to, że tak długo nie wstawiałam notki, postanowiłam trochę przedłużyć ilość dzisiejszego rozdziału. Mam nadzieję, że się wam spodoba, choć straaaaaaaaaaaaaasznie przedłużyłam tą scenę... No, ale cóż. To w końcu Tony, prawda? XD
***
Nadal nie
odrywałem wzroku od jej sylwetki. Odetchnąłem i... Zanim zdążyłem stchórzyć,
wyszedłem z ukrycia, opierając się cicho plecami o drzewo, tuż obok niej.
Jednak Pepper wciąż nie zwracała na mnie uwagi. Zmarszczyłem czoło, mając
wrażenie, że specjalnie mnie ignoruje. Ale po chwili dostrzegłem, że miała
przymknięte powieki i prawdopodobnie mnie nie usłyszała.
Na chwilę
zapomniałem o jej rysunkach trzymanych w dłoni, jakby od zawsze były częścią
mojego ciała, tak dobrze znaną i potrzebną do przeżycia.
Uśmiechnąłem
się kącikiem ust i wbiłem wzrok w gwiazdy, niezwykle jasne tej nocy. Wyglądały,
jakby toczyły jakąś tajemniczą walkę z księżycem w pełni o to, które będzie
bardziej zachwycało swoim blaskiem tych, którzy zwracali na nie swoją uwagę. O
to, które z nich przegna mrok i pokaże, że ciemność ma także jasną stronę.
- Mam nadzieję,
że to ja zajmuję twoją rudą główkę – powiedziałem cicho, nie chcąc jej zbytnio
przestraszyć. Ale nie mogłem pozbyć się ze swojego głosu tej słynnej nutki
sarkazmu.
Pepper
podskoczyła na ławce i gwałtownie odwróciła głowę w moją stronę. Początkowo jej
dłoń chwyciła jedną ze szpilek, ale kiedy przyjrzała mi się bliżej, odetchnęła
z ulgą. Uniosłem jedną brew do góry, obserwując jej reakcję.
-
Przestraszyłeś mnie, głupku – oświadczyła, próbując udać urażoną, ale z
nieznanych mi powodów, na jej policzkach wykwitł rumieniec.
Zignorowałem,
że mnie przezwała i spojrzałem na nią, nie przestając się zadziornie uśmiechać.
- Dobrze, że ja
to zrobiłem, a nie jakiś nieznany ci koleś. - oświadczyłem, odchylając głowę
lekko do tyłu. - Już współczuję temu komuś, kogo podziurawiłabyś swoimi
uroczymi butkami.
- Wcale bym go
nie podziurawiła, tylko rzuciła w niego butem, a potem... - urwała nagle,
wpatrując się we mnie badawczo. - Co ty tutaj w ogóle robisz? Nie powinieneś
być na przyjęciu?
- Twoja radość
spowodowana moim przybyciem, aż chwyta za serce – zakpiłem, czując, że wzbiera
we mnie złość. Na szczęście, byłem mistrzem w ukrywaniu emocji.
Spojrzałem na
nią jeszcze raz, tym razem bez uśmiechu, zastanawiając się, czego się
spodziewałem. Że rzuci się w moje ramiona? Że powie, że się we mnie
zakochała...?
- Cóż, skoro
nie potrzebujesz towarzystwa, pozwolisz, że się oddalę. Pewnie wszyscy już za
mną tęsknią – rzuciłem, zdając sobie nagle sprawę z ciężaru szkiców Pepper.
Fałszywe nadzieje, jak ja ich nienawidzę...
- Nie! Nie o to
mi chodziło! - krzyknęła Pepper, wyciągając lekko dłoń w moją stronę, jakby
chciała mnie zatrzymać. Po chwili, jakby zdumiona swoim zachowaniem,
odchrząknęła, nie odwzajemniając mojego zdziwionego spojrzenia. - To znaczy...
Yyy... Chciałabym... Wolałabym... Może... może zostaniesz?
Uniosłem brwi,
wpatrując się w nią z zainteresowaniem. Próbowałem się nie uśmiechać jak
idiota.
- Wiesz... Jest
tu trochę strasznie. I ciemno. - rzekła, spuszczając wzrok.
Teraz już z
całą pewnością uśmiechałem się jak zakochany szczeniak, ale nie zwracałem na to
szczególnej uwagi.
Jednak po
chwili wziąłem się w garść i westchnąłem, ponownie spoglądając na gwiazdy.
Potrzebowałem chwili, aby uporządkować myśli, choć moja twarz wyrażała cząstkowy
spokój, który starałem się utrzymać w swojej głowie. Jednak moje kąciki ust,
mimo protestu rozumu, co chwilę wędrowały w górę, jakby moje ciało, o wiele
wcześniej niż umysł, wiedziało, co się zaraz stanie.
- Pepper Potts
boi się ciemności... Myślę, że to przydatna informacja, z pewnością ją
zapamiętam. – zamyśliłem się, siadając obok niej. Zdjąłem szpilki z ławki i
delikatnie położyłem je na trawie, odbijającej światło księżyca. Spojrzałem na
bose stopy Pepper; mój wzrok powędrował wyżej, zauważając gęsią skórkę na jej
alabastrowej skórze nóg, rąk i dekoltu. Przez cały ten czas Potts nie odrywała
ode mnie wzroku, uśmiechając się delikatnie, lecz zadziornie. Uwielbiałem to w
niej - potrafiła być kobieca, ale zawsze coś miała w zanadrzu. Jakby znała jakiś
twój sekret, dzięki któremu jej będzie bezpieczny.
- Radziłabym ci
uważać. Ja też mam bardzo dużo przydatnych informacji na twój temat.
A nie
mówiłem?
Uśmiechnąłem
się, przechylając głowę w bok i ciekawie się w nią wpatrując.
- Naprawdę? -
spytałem, przeciągając samogłoski. - Na przykład jakie?
- Myślę, że nie
powinnam ci akurat tego zdradzać. Dzięki temu zawsze będę mogła cię zaskoczyć.
I oczywiście zaszantażować. - odpowiedziała, odwzajemniając moje spojrzenie.
Uśmiechała się radośnie, lecz nagle zadrżała i wessała powietrze przez
zaciśnięte zęby. Zaczęła pocierać swoje ramiona dłońmi, w celu ich ogrzania.
Bez
zastanowienia, wstałem z ławki i przerzucając jej rysunki do wolnej dłoni i z
powrotem, zdjąłem swoją czarną marynarkę, do której założenia zmusiła mnie
Pepper niecałe kilka godzin temu. Oczywiście, nie dałem tak łatwo za wygraną i
zamiast białej koszuli, założyłem po prostu biały T-shirt. Zdziwiłem się, kiedy
Pepper zaakceptowała mój wybór czarnych obcisłych jeansów, ale nie miałem
zamiaru narzekać. Niestety musiałem pożegnać się z moimi ulubionymi granatowymi
trampkami i przywitać czarne, niezbyt wygodne (choć można się przyzwyczaić),
buty wyjściowe.
Stanąłem przed
Pepper i okryłem jej gołe ramiona marynarką. Jej blade policzki, usiane gdzieniegdzie
piegami, pokryły się czerwienią, kiedy moje dłonie zatrzymały się na dłużej tuż
przy jej smukłej szyi. Spojrzałem w jej szarozielone oczy, poprawiając
marynarkę. Nie odrywaliśmy od siebie wzroku, aż w pewnym momencie, tuż nad
nami, na jednej z wielu gałęzi pięknego drzewa, rozległo się głośnie
pohukiwanie sowy.
Pepper
uśmiechnęła się nieśmiało i podziękowała. Odpowiedziałem jej uprzejmym
uśmiechem, ociągając się z odsunięciem od niej. Jednak po chwili usiadłem obok
niej, z wdzięcznością witając ławkę, dzięki której mogłem ukryć drżenie moich
nóg – miałem wrażenie, że były z galarety.
Dziewczyna
spojrzała na mnie, a po chwili, jakby dopiero teraz dostrzegła swoje szkice w
mojej dłoni, uniosła kącik ust do góry z lekką ironią.
- A więc
wnioskuję, że jednak ci się spodobały? - spytała, jakby już dawno znała
odpowiedź, wskazując ruchem głowy szkice. Oderwałem od niej wzrok i zwróciłem
go ku rysunkom, jakbym wcześniej ich nie zauważył. Uniosłem brwi i przybrałem
poważny wyraz twarzy.
- Nie są złe...
- odpowiedziałem, jednak widząc jej wszystkowiedzący wyraz twarz, odchrząknąłem
i zacząłem przeglądać prace Pepper. - Tak naprawdę przyniosłem je tutaj, aby
trochę na ich temat podyskutować. Mam pewne zastrzeżenia.
Pepper
spojrzała na mnie, marszcząc czoło. Zastanawiała się, czy podjąć grę, ale
wiedziałem, że nie potrafi się powstrzymać. Nasze docinki i sarkastyczne
komentarze wymieniane przy byle okazji, były jak tlen, bez którego nie da się
przeżyć.
Nie
odwzajemniłem jej spojrzenia, śledząc wzrokiem ruchy swoich dłoni,
przerzucających jej piękne szkice. Były wręcz idealne, ale nie zamierzałem tak
łatwo odpuszczać.
Zatrzymałem się
przy moim uśmiechniętym portrecie. Ten Tony był taki... radosny, jakby cieszył
się tylko chwilami i nie przejmował tym, co było. Czy tak właśnie widziała mnie
Pepper? Widywała mnie podczas różnych nastrojów, ale nawet kiedy chciałem, żeby
wyszła i zostawiła mnie samego, ona zawsze stała przy moim boku, bez względu na
to, co wygadywałem na jej temat.
Tak sobie myślę... Może ktoś ma ochotę podyskutować ze mną na jakiś temat? Wiem, że moje opowiadanie nie jest idealne, głównie literówki i przecinki, ale mam nadzieję, że jesteście w stanie mi to wybaczyć :D
Ale powracając do spraw kontaktu, jakby co, piszcie na mój e-mail: monia15148@o2.pl :) Wstyd się przyznać, ale potrzebuję doradcy w pewnej sprawie... Ktoś chętny?