środa, 27 marca 2013

Rozdział 1 część 4

Po pierwsze, chciałam bardzo podziękować za komentarze :D Dzięki waszym opiniom i ponad 500 wejściami jestem chyba najszczęśliwszą osobą na świecie! Jeszcze raz, wielkie dzięki!

Za to, że tak długo nie wstawiałam notki, postanowiłam trochę przedłużyć ilość dzisiejszego rozdziału. Mam nadzieję, że się wam spodoba, choć straaaaaaaaaaaaaasznie przedłużyłam tą scenę... No, ale cóż. To w końcu Tony, prawda? XD

***

Nadal nie odrywałem wzroku od jej sylwetki. Odetchnąłem i... Zanim zdążyłem stchórzyć, wyszedłem z ukrycia, opierając się cicho plecami o drzewo, tuż obok niej. Jednak Pepper wciąż nie zwracała na mnie uwagi. Zmarszczyłem czoło, mając wrażenie, że specjalnie mnie ignoruje. Ale po chwili dostrzegłem, że miała przymknięte powieki i prawdopodobnie mnie nie usłyszała.
Na chwilę zapomniałem o jej rysunkach trzymanych w dłoni, jakby od zawsze były częścią mojego ciała, tak dobrze znaną i potrzebną do przeżycia.
Uśmiechnąłem się kącikiem ust i wbiłem wzrok w gwiazdy, niezwykle jasne tej nocy. Wyglądały, jakby toczyły jakąś tajemniczą walkę z księżycem w pełni o to, które będzie bardziej zachwycało swoim blaskiem tych, którzy zwracali na nie swoją uwagę. O to, które z nich przegna mrok i pokaże, że ciemność ma także jasną stronę.
- Mam nadzieję, że to ja zajmuję twoją rudą główkę – powiedziałem cicho, nie chcąc jej zbytnio przestraszyć. Ale nie mogłem pozbyć się ze swojego głosu tej słynnej nutki sarkazmu.
Pepper podskoczyła na ławce i gwałtownie odwróciła głowę w moją stronę. Początkowo jej dłoń chwyciła jedną ze szpilek, ale kiedy przyjrzała mi się bliżej, odetchnęła z ulgą. Uniosłem jedną brew do góry, obserwując jej reakcję.
- Przestraszyłeś mnie, głupku – oświadczyła, próbując udać urażoną, ale z nieznanych mi powodów, na jej policzkach wykwitł rumieniec.
Zignorowałem, że mnie przezwała i spojrzałem na nią, nie przestając się zadziornie uśmiechać.
- Dobrze, że ja to zrobiłem, a nie jakiś nieznany ci koleś. - oświadczyłem, odchylając głowę lekko do tyłu. - Już współczuję temu komuś, kogo podziurawiłabyś swoimi uroczymi butkami.
- Wcale bym go nie podziurawiła, tylko rzuciła w niego butem, a potem... - urwała nagle, wpatrując się we mnie badawczo. - Co ty tutaj w ogóle robisz? Nie powinieneś być na przyjęciu?
- Twoja radość spowodowana moim przybyciem, aż chwyta za serce – zakpiłem, czując, że wzbiera we mnie złość. Na szczęście, byłem mistrzem w ukrywaniu emocji.
Spojrzałem na nią jeszcze raz, tym razem bez uśmiechu, zastanawiając się, czego się spodziewałem. Że rzuci się w moje ramiona? Że powie, że się we mnie zakochała...?
- Cóż, skoro nie potrzebujesz towarzystwa, pozwolisz, że się oddalę. Pewnie wszyscy już za mną tęsknią – rzuciłem, zdając sobie nagle sprawę z ciężaru szkiców Pepper. Fałszywe nadzieje, jak ja ich nienawidzę...
- Nie! Nie o to mi chodziło! - krzyknęła Pepper, wyciągając lekko dłoń w moją stronę, jakby chciała mnie zatrzymać. Po chwili, jakby zdumiona swoim zachowaniem, odchrząknęła, nie odwzajemniając mojego zdziwionego spojrzenia. - To znaczy... Yyy... Chciałabym... Wolałabym... Może... może zostaniesz? 
Uniosłem brwi, wpatrując się w nią z zainteresowaniem. Próbowałem się nie uśmiechać jak idiota.
- Wiesz... Jest tu trochę strasznie. I ciemno. - rzekła, spuszczając wzrok.
Teraz już z całą pewnością uśmiechałem się jak zakochany szczeniak, ale nie zwracałem na to szczególnej uwagi.
Jednak po chwili wziąłem się w garść i westchnąłem, ponownie spoglądając na gwiazdy. Potrzebowałem chwili, aby uporządkować myśli, choć moja twarz wyrażała cząstkowy spokój, który starałem się utrzymać w swojej głowie. Jednak moje kąciki ust, mimo protestu rozumu, co chwilę wędrowały w górę, jakby moje ciało, o wiele wcześniej niż umysł, wiedziało, co się zaraz stanie.
- Pepper Potts boi się ciemności... Myślę, że to przydatna informacja, z pewnością ją zapamiętam. – zamyśliłem się, siadając obok niej. Zdjąłem szpilki z ławki i delikatnie położyłem je na trawie, odbijającej światło księżyca. Spojrzałem na bose stopy Pepper; mój wzrok powędrował wyżej, zauważając gęsią skórkę na jej alabastrowej skórze nóg, rąk i dekoltu. Przez cały ten czas Potts nie odrywała ode mnie wzroku, uśmiechając się delikatnie, lecz zadziornie. Uwielbiałem to w niej - potrafiła być kobieca, ale zawsze coś miała w zanadrzu. Jakby znała jakiś twój sekret, dzięki któremu jej będzie bezpieczny.
- Radziłabym ci uważać. Ja też mam bardzo dużo przydatnych informacji na twój temat.
A nie mówiłem? 
Uśmiechnąłem się, przechylając głowę w bok i ciekawie się w nią wpatrując.
- Naprawdę? - spytałem, przeciągając samogłoski. - Na przykład jakie?
- Myślę, że nie powinnam ci akurat tego zdradzać. Dzięki temu zawsze będę mogła cię zaskoczyć. I oczywiście zaszantażować. - odpowiedziała, odwzajemniając moje spojrzenie. Uśmiechała się radośnie, lecz nagle zadrżała i wessała powietrze przez zaciśnięte zęby. Zaczęła pocierać swoje ramiona dłońmi, w celu ich ogrzania.
Bez zastanowienia, wstałem z ławki i przerzucając jej rysunki do wolnej dłoni i z powrotem, zdjąłem swoją czarną marynarkę, do której założenia zmusiła mnie Pepper niecałe kilka godzin temu. Oczywiście, nie dałem tak łatwo za wygraną i zamiast białej koszuli, założyłem po prostu biały T-shirt. Zdziwiłem się, kiedy Pepper zaakceptowała mój wybór czarnych obcisłych jeansów, ale nie miałem zamiaru narzekać. Niestety musiałem pożegnać się z moimi ulubionymi granatowymi trampkami i przywitać czarne, niezbyt wygodne (choć można się przyzwyczaić), buty wyjściowe.
Stanąłem przed Pepper i okryłem jej gołe ramiona marynarką. Jej blade policzki, usiane gdzieniegdzie piegami, pokryły się czerwienią, kiedy moje dłonie zatrzymały się na dłużej tuż przy jej smukłej szyi. Spojrzałem w jej szarozielone oczy, poprawiając marynarkę. Nie odrywaliśmy od siebie wzroku, aż w pewnym momencie, tuż nad nami, na jednej z wielu gałęzi pięknego drzewa, rozległo się głośnie pohukiwanie sowy.
Pepper uśmiechnęła się nieśmiało i podziękowała. Odpowiedziałem jej uprzejmym uśmiechem, ociągając się z odsunięciem od niej. Jednak po chwili usiadłem obok niej, z wdzięcznością witając ławkę, dzięki której mogłem ukryć drżenie moich nóg – miałem wrażenie, że były z galarety.
Dziewczyna spojrzała na mnie, a po chwili, jakby dopiero teraz dostrzegła swoje szkice w mojej dłoni, uniosła kącik ust do góry z lekką ironią.
- A więc wnioskuję, że jednak ci się spodobały? - spytała, jakby już dawno znała odpowiedź, wskazując ruchem głowy szkice. Oderwałem od niej wzrok i zwróciłem go ku rysunkom, jakbym wcześniej ich nie zauważył. Uniosłem brwi i przybrałem poważny wyraz twarzy.
- Nie są złe... - odpowiedziałem, jednak widząc jej wszystkowiedzący wyraz twarz, odchrząknąłem i zacząłem przeglądać prace Pepper. - Tak naprawdę przyniosłem je tutaj, aby trochę na ich temat podyskutować. Mam pewne zastrzeżenia.
Pepper spojrzała na mnie, marszcząc czoło. Zastanawiała się, czy podjąć grę, ale wiedziałem, że nie potrafi się powstrzymać. Nasze docinki i sarkastyczne komentarze wymieniane przy byle okazji, były jak tlen, bez którego nie da się przeżyć.
Nie odwzajemniłem jej spojrzenia, śledząc wzrokiem ruchy swoich dłoni, przerzucających jej piękne szkice. Były wręcz idealne, ale nie zamierzałem tak łatwo odpuszczać.
Zatrzymałem się przy moim uśmiechniętym portrecie. Ten Tony był taki... radosny, jakby cieszył się tylko chwilami i nie przejmował tym, co było. Czy tak właśnie widziała mnie Pepper? Widywała mnie podczas różnych nastrojów, ale nawet kiedy chciałem, żeby wyszła i zostawiła mnie samego, ona zawsze stała przy moim boku, bez względu na to, co wygadywałem na jej temat.


Tak sobie myślę... Może ktoś ma ochotę podyskutować ze mną na jakiś temat? Wiem, że moje opowiadanie nie jest idealne, głównie literówki i przecinki, ale mam nadzieję, że jesteście w stanie mi to wybaczyć :D
Ale powracając do spraw kontaktu, jakby co, piszcie na mój e-mail: monia15148@o2.pl   :)  Wstyd się przyznać, ale potrzebuję doradcy w pewnej sprawie... Ktoś chętny?

środa, 13 marca 2013

Rozdział 1 część 3

Ok, tak jak obiecałam, kolejna notka.... Przepraszam, trochę może być nudna, ale obiecuję, że już niedługo, bardzo niedługo, zacznie się coś dziać, aż sama czekam na dalszy rozwój... Jestem zaledwie kilka stron do przody z tym, co wam tutaj daję, bo mam ost dużo lekcji i... Zresztą sami wiecie XD
Ok, nie przynudzam, chciałam jeszcze podziękować wszystkim za komentarze! Naprawdę, dzięki, wiele dla mnie znaczą, nie wiem, co bym bez was zrobiła :D

***

*Tony*

Kiedy w końcu udało mi się wydostać na zewnątrz, odetchnąłem nocnym powietrzem, jakbym przez ostatnie miesiące był zamknięty w pomieszczeniu pod ziemią i nie widział słońca.
Potrzebowałem chwili wytchnienia, aby uwolnić się od dwóch setek gości, którzy przez bite półtorej godziny składali mi życzenia. Normalnie starałbym się przetrwać te tortury i zmuszać się do uprzejmego uśmiechu, ale od prawie pół godziny nie mogłem nigdzie wychwycić wzrokiem rudej czupryny Pepper. Jedynie jej obecność pomagała mi nie uciec z stamtąd krzykiem, ale prędzej oddałbym komuś plany zbroi niż się do tego przyznał.
Uśmiechnąłem się nieświadomie, kiedy wspomniałem, jak niespodziewanie ujrzałem ją w tłumie zbliżających się do mnie ludzi i mimowolnie zamarłem. Mój wstrząśnięty wzrok spoczął na jej sylwetce. Założyła piękną granatową sukienkę sięgającą połowy ud, z głębokim półokrągłym dekoltem i zapinaną z tyłu drobnym pozłacanym suwakiem. Włosy opadały jej jedwabistymi falami na plecy, a szarozielone oczy błyszczały rozbawionym blaskiem. Była delikatnie umalowana, jedynie usta odznaczały się głęboką czerwienią. Chyba pierwszy raz odkąd ją znam, ujrzałem ją w szpilkach i to do tego pięciocentymetrowych. Ku mojemu zaskoczeniu (i podziwu) ani razu się nawet nie zachwiała.
Jak się okazało, Pepper nie skończyła z niespodziankami. Kiedy Rhodey złożył mi życzenia, Pepper podeszła do mnie lekko uśmiechnięta. Choć starała się to ukryć, czuła się trochę niepewnie i może nie zdawała sobie z tego sprawy, ale czułem się identycznie. Życzyła mi wszystkiego dobrego itp., a potem nagle przytuliła mnie i szepnęła do ucha:
- Pamiętasz jak narzekałeś, że w tych czasach nie istnieje zbyt wielu dobrych artystów? Mam nadzieję, że moje szkice choć trochę zostaną docenione przez zawodowego krytyka, Tony' ego Starka. A jeśli zasłużysz i powiesz mi to, co chciałeś u siebie w pokoju, mam dla ciebie jeszcze jeden prezent... Albo nawet więcej... Wszystkiego najlepszego!
Pocałowała mnie szybko w policzek i oddaliła się wraz z Rhodey' m, aby zrobić miejsce innym gościom. Jeszcze przez chwilę nie odrywałem od niej wzroku, aż do porządku przywołał mnie mój ojciec.
A propos mojego ojca. Można by rzec, że na początku przyjęcia nie spuszczał mnie z oczu i nadzorował, czy osobiście przywitałem wszystkich gości. Jednak od dłuższego czasu by niezwykle zaobserwowany eleganckim chłopakiem, może w moim wieku. Rozmawiali ze sobą od ponad dwóch godzin, a nadal wydawali się nienasyceni wiadomościami, jakie sobie przekazywali. Towarzyszyłem im tylko dziesięć minut, ale kiedy zaczęli rozprawiać o gospodarce, postanowiłem na chwilę się stamtąd wyrwać. Nadal nie widziałem Pepper i zacząłem się już nawet martwić, iż znowu była zazdrosna o Whitney, która trochę zbyt... całuśnie przekazała mi życzenia, i Pep poszła do domu.
Skierowałem się w stronę ogrodu, mając nadzieję, że ją tam spotkam. W dłoni wciąż trzymałem jej szkice; kiedy je zobaczyłem, te wszystkie sceny przedstawiające mnie oraz ją, niekiedy też i Rhodey' ego, w zbrojowni, przelane na papier wspomnienia z wszystkich wypraw i dwa moje portrety, uśmiechniętego i mocno zamyślonego, stojącego nad nową wersją zbroi, nie mogłem ich z powrotem odłożyć na dno prostego drewnianego pudełka, zawiniętego w niebieski papier. Po prostu musiałem je zabrać ze sobą. Mimo tych wszystkich innych prezentów, z pewnością drogich i wspaniałych, to podarunek od Pepper był jedyny w swoim rodzaju, dla mnie był bezcenny i za żadne skarby świata nigdy bym go nikomu nie oddał. Bez wątpienia wyglądałem jak idiota, parodiując po sali z tym opakowaniem, ale nie zamierzałem go zostawiać pod stertami innych prezentów. Dopiero później, kiedy nie mogłem dostrzec Pepper w tłumie gości, wyjąłem je i co chwilę na nie zerkałem.
Stojąc na tyłach domu, pośród tej bujnej zieleni i intensywnych barw kwiatów, które wydawały się świecić własnym blaskiem w mroku nocy, przystanąłem na chwilę, rozglądając się po ogrodzie. Choć mieszkałem tu od tygodnia, jakoś nie nabrałem wcześniej ochoty, aby go zwiedzić. Wolałem podziwiać nowy warsztat i wszystkie inne urządzenia, które ojciec zainstalował. Nie wiem czemu nagle nabrałem ochoty, aby go zobaczyć. Może, pomyślałem, dlatego, że Pepper zazwyczaj lubi takie miejsca...?
Westchnąłem i rozejrzałem się dokładnie dookoła, szukając wzrokiem jej sylwetki. Miałem wrażenie, że mój żołądek przybija właśnie piątkę z sercem, ale postanowiłem sobie, że dziś powiem Pepper... powiem jej, co do niej czuję...
W głowie co chwilę dźwięczała mi jej obietnica, powiedziała, że jeśli powiem jej wszystko, to ona da mi jeszcze jeden prezent...
Uśmiechnąłem się, mając nadzieję, że myślała wtedy o tym samym co ja.
Niestety, nigdzie jej nie widziałem. Ale ogród był duży, próbowałem pocieszyć samego siebie, na pewno musi gdzieś tu być.
Kiedy ruszyłem dalej, dostrzegłem w oddali ogromne piękne drzewo, którego rozłożyste gałęzie i gruby pień rzucały cień na dróżkę, przy której go posadzono. Jego ciemnozielonymi liśćmi, które świeciły tajemniczo w blasku gwiazd i księżyca, targał wiosenny, ale mroźny wiatr. W cieniu drzewa skryła się także mała i prosta drewniana ławeczka z oparciem, na której ujrzałem ją. Jej rude włosy, które odbijając srebrzystą poświatę, wyglądały jak ogień bogów, spowodowały, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Kiedy odchyliła głowę do tyłu, miałem już całkowitą pewność, że to ona.
Podchodziłem do niej powoli, nie chcąc, aby mnie na razie ujrzała. Byłem coraz bliżej. Przez cały ten czas wpatrywała się w gwiazdy, jakby czegoś uparcie tam szukała. Usta miała lekko rozchylone. Oparła się na wyprostowanych rękach z tyłu, a jej bose stopy muskały miękką trawę. Szpilki położyła obok siebie na ławce.
Niespodziewanie znalazłem się tuż za drzewem, którego gruby pień doskonale mnie ukrył. Wpatrywałem się w Pepper, zastanawiając się o czym rozmyśla. Może zastanawiała się, czemu jej nie szukam...
Potrząsnąłem lekko głową i przeczesałem dłonią włosy, próbując wziąć się w garść. Jej obecność wzbudzała we mnie nieznane mi jak dotąd uczucia, dziwne uczucia. Ale tak naprawdę byłem... szczęśliwy. Tak, to chyba dobre określenie. Kiedy tylko ją widziałem miałem ochotę ja dotykać, rozmawiać o byle czym lub po prostu siedzieć w ciszy, trzymając się za ręce. Potrzeba wzięcia jej w ramiona i złożenia pocałunku na jej delikatnych ustach, na pełniejszej dolnej wardze była czasami tak silna, że musiałem zaciskać zęby i wbijać paznokcie we wnętrze dłoni, aby nie zrealizować swoich pragnień.
Wciąż nie byłem pewien, czy Pepper też coś do mnie czuła. Mimo tych wszystkich znaków, usilnych prób, aby porozmawiać, zawsze ogarniały mnie wątpliwości, choć jeszcze minutę wcześniej postanawiałem, że powiem jej o moim uczuciu. Jednak później nie było to już takie łatwe.
Ale dzisiaj to się zmieni, musi. Przecież miałem urodziny... Dobra, były w zeszłym tygodniu, ale obchodzę je dopiero dzisiaj, więc chyba mam prawo do życzeń, prawda?


Jeszcze tylko ostatnia sprawa... Mówcie, jeśli mam coś poprawić, dobrze? Może komuś coś nie pasuje i miałby inną wizję, a może coś wyjaśnić? Piszcie, co poprawić, naprawdę doceniam ludzi krytykujących, nie bających się wyrazić swoje słowo :D

sobota, 2 marca 2013

Rozdział 1 część 2


Kilka razy rozmyślałam się nad dodaniem dalszej części już dzisiaj, ale pewna dziewczyna, która zaglądała tu co 15 minut (pozdrawiam, Ravenna! ^^) przekonała mnie. Ale muszę wszystkich uprzedzić, że moje notki nie dość, że potrafią być długie, to akcja może się rozwijać trochę w ślimaczym tempie. Postaram się to zmienić, mam w Wordzie chyba z 10 stron do przodu, i pocieszam, że już zaczyna się coś dziać, coś bardzo poważnego... Ale nie będę zdradzać :P Sami się przekonacie, miłego czytania! :D

***

Westchnęłam i wspięłam się po schodach. Skierowałam się w stronę pokoju Tony' ego wedle wskazówek J.A.R.V.I.S. - a. Gdy stanęłam przed jego drzwiami, wzięłam głęboki oddech, zastanawiając się jednocześnie, od kiedy to się wszystko zaczęło. Od kiedy zaczęłam patrzeć na Tony' ego inaczej niż jak na przyjaciela, a samotne chwile z nim spędzane stały się jednocześnie lekarstwem na zakochaną duszę i utrapieniem dla mojego umysłu, który czuł się jak lew, brutalnie zamknięty w klatce po całym życiu wolności... Zrezygnowany i przerażony. A do tej mieszanki trzeba dodać jeszcze zakłopotanie. I nieśmiałość. Podsumowując, świetny przepis na miłość.
Zapukałam z lekkim wahaniem w mahoniowe drzwi i nie czekając na zaproszenie, otworzyłam je i jak gdybym znała to miejsce od zawsze, weszłam do jego pokoju. To, że czułam się niezręcznie, wcale nie oznaczało, iż zamierzałam to okazywać.
- Tak, Pepper, możesz wejść – zakpił Tony, wstając z łóżka i patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.
Radosny uśmiech, zamarł mi na ustach, kiedy spostrzegłam, że Tony nie ma na sobie koszulki. Jego implant świecił jasnoniebieskim światłem, prawie białym. Moje policzki zaczęły mnie niemiłosiernie piec; przełknęłam ślinę, ale kiedy to nie pomogło, aby zlikwidować ogromną gulę w gardle, odchrząknęłam.
Po chwili uśmiechnęłam się niepewnie i weszłam w głąb pokoju.
- Nie dąsaj się, gburze – odezwałam się zachrypniętym głosem. Ponownie odchrząknęłam. - Przecież wiesz, że nie lubię czekać. - wzruszyłam ramionami, śledząc wzrokiem pokój chłopaka.
- Taaa... Cierpliwość nie jest twoją mocną stroną – odparł Tony.
- Widzisz, ty masz podobne problemy z inteligencją – odcięłam się, wytykając język niczym ośmiolatka.
Stark uniósł kącik ust do góry i potrząsnął lekko głową. Odpowiedziałam mu wesołym uśmiechem.
Jego pokój przypominał salon na dole, ale okna ciągnące się od podłogi do sufitu umieszczono zamiast tylko jednej ściany. Miał tutaj niesamowity widok na panoramę Nowego Jorku i choć teraz widok był naprawdę piękny, dałabym sobie głowę uciąć, że nocny krajobraz rozświetlonego miasta zaparłby mi dech w piersi. Ściany pomalowano na delikatny błękit i biel. Pokój był wielki, ale spora część pozostawała wolna. W lewym rogu pokoju znajdowało się duże, dwuosobowe łóżko (chyba nie chciałam wiedzieć, czy to Tony je wybierał), teraz pościelone. Na wierzch została położona zielona narzuta, trochę zmięta i pognieciona – zapewne w skutek rzucenia się Tony' ego na łóżko podczas naszej rozmowy. Tuż obok łóżka był mały stolik, na którym stała tylko niewielka czarna lampka, długopis, kilka zeszytów i komórka chłopaka, do której zostały podłączone białe słuchawki. Pewnie wszystkie swoje wariackie notatki na temat jeszcze bardziej szalonych wynalazków zostawił w zbrojowni. W drugim rogu umieszczono ogromne biurko, na którym stał komputer i kilka stosików małych karteczek, a w pudełeczku obok znajdowały się ołówki, spinacze, agrafki i inne biurowe rzeczy. Na krześle stojącym naprzeciwko biurka, leżała zapomniana ładowarka do implantu Tony' ego, gdyż na razie jej nie potrzebował, miał przecież przenośnią wersję w formie bransoletki, ale lepiej dmuchać na zimne. W zapomnianym kącie leżał porzucony czarny T – shirt Tony' ego. 
Musiałam szczerze przyznać, że byłam trochę rozczarowana. Temu pokojowi brakowało... charakteru. No proszę! Przecież mieszkał tutaj nastolatek! A nie dojrzałam tu żadnych plakatów, książek, czy chociażby notatek. Rozumiem, że Tony nie miał ostatnio zbyt wiele czasu, aby dać swojemu pokojowi duszę, ale przecież nie zaszkodziłoby mu, gdyby, zamiast swoim wynalazkom, poświęcił więcej czasu dla siebie, aby się odstresować.
- Skończyłaś oględziny mojego pokoju? - spytał Tony, uważnie przyglądając się mojej twarzy.
Pokręciłam głową zdegustowana.
- Strasznie tu pusto, jakby nikt tu nie mieszkał. Co ty robiłeś przez cały ten tydzień? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, krzywiąc się i dopiero teraz dostrzegając worki pod oczami chłopaka.
- Czekałem, aż mnie odwiedzisz – odparł całkiem poważnie.
Zawstydzona, spuściłam wzrok. Czułam, jak rumieniec ponownie pojawia się na mojej szyi i policzkach. Nienawidziłam rumieńców, a te zdradzieckie piegi z całą pewnością nie pomagały ukryć mojej twarzy, przypominającej teraz kompot wiśniowy.
Uśmiechnęłam się niezdarnie, próbując ukryć emocje. Zagryzłam dolną wargę i patrzyłam na wszystko oprócz Starka. Po chwili wbiłam wzrok w jego czoło.
Tony uśmiechnął się i zbliżył do mnie.
- Wiesz... Chciałem pogadać – powiedział spokojnie, próbując odnaleźć mnie wzrokiem. Kiedy moje szaro – zielone oczy spojrzały w niebieskie tęczówki chłopaka, nie mogły oderwać od nich wzroku, stały się całkowicie mu posłuszne. - Przecież nie mogłem pozwolić, aby prezent od ciebie okazał się całkowitą klapą.
Uśmiechnął się chytrze. Spojrzałam na niego otwartymi szeroko oczyma, ale po chwili oprzytomniałam. Uderzyłam go w ramię, aby odreagować i go ukarać. Uwielbiam załatwiać dwie rzeczy naraz.
- Jesteś samolubnym, aroganckim dupkiem! - oświadczyłam ze złością. Jednak bardziej gniewałam się na siebie, na swoją reakcję. Na to, jak moje ciało na niego reagowało...
Tony zaśmiał się i złapał moją pięść w locie, kiedy próbowałam zmyć mu z twarzy ten zadziorny uśmieszek.
- Domyślam się, że oczekiwałaś innego dokończenia mojego zdania – stwierdził, niestety, mając rację. Zacisnęłam dłonie w pięści, marszcząc gniewnie czoło.
- Wcale nie! Po prostu jesteś wkurzający!
Zastanawiałam się, czy warto dodać coś jeszcze, ale po chwili stwierdziłam, że nie.
- Pep, przepraszam!
Odwróciłam się na pięcie, zamierzając jak najszybciej stąd wyjść, zanim jeszcze bardziej się skompromituję, ale na Tony złapał mnie za nadgarstek, odwracając lekko ku sobie. Miałam ochotę mu się wyrwać, ale postanowiłam zachować lodowaty spokój.
- Ja... Ja... - zaczął się jąkać. Mimo iż próbowałam to ukryć, byłam zdumiona, że Tony nie wie co powiedzieć. Niewiele razy dane mi było zobaczyć jąkającego się Tony' ego, tego geniusza, który, jak się mogłoby zdawać, na wszystko zna odpowiedź. - Przepraszam, Pep. Naprawdę musimy porozmawiać. Wiem, że nie widzieliśmy się tydzień, ale muszę ci coś powiedzieć, bardzo ważnego...
Uniosłam brew w oczekiwaniu, pozwalając chłopakowi trzymać mnie za nadgarstek.
- Tylko że... nie wiem jak zacząć – wyszeptał, nie odrywając ode mnie wzroku. Dokładnie mi się przyglądając, powoli puścił mój nadgarstek, aby spleść swoje palce z moimi. Na mojej twarzy ponownie pojawił się rumieniec. Oddałam uścisk, jakim Tony obdarzył moją dłoń.
- Wiesz, zazwyczaj zaczyna się od początku – wychrypiałam, śledząc jego twarz. Uśmiechnął się rozkojarzony, jakby to co mówię docierało do niego jak przez mgłę i był skupiony na czymś innym.
- Chodzi o to Pepper, że...
- Panie Stark, pan Howard pana szuka – przerwał mu głos J.A.R.V.I.S. - a. Puściliśmy swoje dłonie, jakby parzyły i spojrzeliśmy na siebie zawstydzeni. Jednak z zadowoleniem stwierdziłam, że tym razem nie tylko jak spiekłam raka.
Tony odchrząknął, gładząc swój kark.
- Powiedz mu, że się szykuję. Chwilowo jestem zajęty. - odpowiedział komputerowi. Każde z nas patrzyło na wszystko, tylko nie na siebie.
- Tak jest, sir. - odrzekł J.A.R.V.I.S. i umilkł.
Po chwili krępującej ciszy, odważyłam się ją przerwać, przyglądając się badawczo Tony' emu.
- Może... może powinieneś naprawdę zacząć się szykować – zauważyłam z lekkim wahaniem.
Tony spojrzał na mnie, zakładając ręce na piersi.
- Tak, masz rację – zgodził się i otworzył drzwi swojego pokoju, stając obok i czekając, aż wyjdę. Kiedy znaleźliśmy się na korytarzu, Tony zamknął za sobą drzwi i uśmiechnął się do mnie tajemniczo. - Pomożesz mi coś wybrać w garderobie.
Uniosłam wysoko brwi.
- Masz garderobę? - spytałam z niedowierzaniem.
Tony przytaknął, nie przestając się uśmiechać. Chwilowo zapomniałam, co się stało w jego pokoju. Ale... Czy coś się działo? Może Tony chciał mi tylko delikatnie powiedzieć, że wie o moich uczuciach, ale ich nie odwzajemnia?
Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, próbując się pozbyć takich myśli z głowy. Naprawdę, nie były mi teraz potrzebne.
Zaczerpnęłam powietrza, aby zasypać go gradem pytań. Chciałam jakoś zagłuszyć tamte durne myśli bez odpowiedzi, ale uprzedził mnie Tony.
- Zanim zaczniesz zadawać pytania, a z całą pewnością wiem, że to zrobisz, odpowiadam na wszystko tak, ale przekonasz się sama... Za chwilę – rzekł, otwierając drzwi tuż obok.
Zapalił światło w pomieszczeniu i wpuścił mnie pierwszą do środka.
- Wow! Tony, pamiętaj, że jeśli kiedyś zostanę twoją asystentką, to chcę mieszkać u ciebie w domu i mieć taką garderobę – zażądałam, nie odrywając wzroku od mnóstwa szaf, szuflad, komód i małego pomieszczenia, które okazało się jeszcze większą szafą. Wisiały w niej marynarki, koszule oraz komplety garniturów.
Tony zaśmiał się, wyjmując z kieszeni spodni pilota.
- Proszę się nie martwić, panno Potts, zapamiętam to sobie. Jednak obawiam się, że będziemy musieli mieć osobne sypialnie – oświadczył, nic sobie nie robiąc z mojego wrogiego spojrzenia i wciskając jakiś guzik na poręcznym białym pilocie. Po chwili ściana udekorowana w czerwono – białe kwadratowe płytki po naszej lewej stronie, zaczęła znikać w górze sufitu, odsłaniając kilka półek, na których stały różne buty, na każdą okazję.
- To co – uśmiechnął się, podchodząc do mnie i patrząc mi w oczy. - Zaczynamy przebieranki?

*** 

Tym razem ostrzegam, że następna notka dopiero 13 marca, może wcześniej :)