sobota, 16 lutego 2013

Prolog

Tak, jak obiecałam - PROLOG :D
Nie wiem, czy się wam spodoba, ale nadzieja umiera ostatnia, więc trzymam kciuki za siebie i wasze komentarze! XD
(Nie martwcie się nowym wątkiem, wszystko zostanie wyjaśnione, prędzej czy później).

***

 PROLOG


Zadziwiające, że z czasem można nauczyć się tylu rzeczy... Na przykład ignorowanie emocji staje się bardzo przydatne, kiedy dostajesz zlecenie i musisz odebrać komuś życie, niby takie samo jak twoje, ale zupełnie inne... Cóż, ale sytuacja jest zupełnie inna, kiedy tamta osoba odebrała życie komuś innemu, komuś, na kim ci zależało...
Angelina uśmiechnęła się do siebie w lustrze, poprawiając rude gęste włosy, które opadały jej falami na plecy. Blada twarz była pozbawiona jakiejkolwiek skazy, a niebieskie oczy zawsze wyrażały pewność siebie, która wręcz przypominała arogancję, brak szacunku dla ludzkiej rasy, pomiędzy którą musiała teraz żyć, sama...
Ktoś zapukał do drzwi.
No, nie licząc tego robaka, który jest moim bratem, pomyślała z ironią. Wyprostowała się na krześle przy toaletce i poprawiła jeszcze różową szminką swoje pełne usta.
- Wejść.
Drzwi otworzyły się powoli, jakby ktoś wciąż sie zastanawiał, czy chce tu wejść, wkroczyć do jaskini lwa.
Angelina cmoknęła i założyła nogę na nogę, wpatrując się w brata, który z kamienną twarzą wszedł do jej pokoju, zamykając za sobą drzwi kopniakiem. Nie odrywał od niej spojrzenia.
Angelina uśmiechnęła się pogardliwie i kładąc prawą rękę na toaletce, podparła podbródek dłonią.
- Nasza pani sekretarka w końcu się odezwała? - spytała dziewczyna słodkim, ale zimnym głosem. Wydawała się znudzona całą tą sytuacją.
Brat uniósł kącik ust do góry i założył ręce na piersi.
- Tak, wszystko załatwione – rzekł i rzucił w jej stronę jakiś prostokątny kawałek materiału...
Portfel, przypomniała sobie jego nazwę Angelina, łapiąc go zręcznie w locie. Kiedy go otworzyła, jej brat dorzucił posępnym głosem:
- Są tam wszystkie twoje nowe dokumenty, Angelino Smith.
Dziewczyna uśmiechnęła się kpiarsko.
- Miło, że pamiętałeś o moim nowym imieniu. Ładne, prawda? - spytała i nie czekając na odpowiedź, skierowała swoje czujne spojrzenie ku bratu. - A ty? Jak się teraz nazywa mój braciszek?
- Sean Smith, mam 17 lat i mieszkam z o 6 lat starszą siostrą – oświadczył, dokańczając w myślach: która jest zdradziecką jędzą.
- Uroczo, tak... prosto – stwierdziła. Przez chwilę przyglądała się swojemu portfelowi, który wciąż trzymała między szczupłymi długimi palcami. Po chwili rzuciła go na duże łóżko obok. - Mam nadzieję, że nasza „opiekunka” - jej usta uśmiechnęły się pogardliwie. - Zapisała cię także do Akademii Jutra... Ja już jestem trochę za stara na szkołę, a przecież musimy się jakoś o nim więcej dowiedzieć.
Sean przechylił głowę na bok, jakby się nad czymś zastanawiał . Po chwili westchnął i pokręcił głową.
- Wciąż nie rozumiem, czemu wykonujemy polecenia tej farbowanej nadmuchanej głupotą wiedźmy – powiedział spokojnie, ale w środku cały się gotował od złości.
- Ponieważ – zaczęła jego siostra, wstając z taborecika i podchodząc do brata powolnym krokiem. - Jest kimś, kto również pragnie zemsty na Starku. Ale nie jest zwykła, o nie. - Pokręciła z rozbawieniem głową, jakby rozmawiała z dzieckiem, które jeszcze nie wiele rozumiało. - W odróżnieniu od innych jest bogata i nas utrzymuje, gdyż, jak chyba sam rozumiesz, my nie jesteśmy ludźmi i jeszcze całkowicie nie odnaleźliśmy się w tym świecie. Ale to jest właśnie plus, nie dysponujemy ludzką bronią, mamy własną, a to, że my i jeszcze jakaś... setka osób pragnie jego śmierci jest tylko kolejną zaletą. Może i mamy spełniać jej warunki, ale kto powiedział, że musimy? Na razie mamy gdzie mieszkać, i to ona nas utrzymuje, więc nie widzę problemu. Zresztą – odwróciła się do niego plecami i usiadła delikatnie na łóżku. - Długo tutaj nie pobędziemy...
- To już wiem, przecież ja tu nas sprowadziłem, nie pamiętasz, siostrzyczko? - spytał z sarkazmem, wypowiadając ostatnie słowo, jakby starał się je wypluć. - Ale nie mogłabyś odpuścić? Chcesz zabijać niewinnych ludzi?
- On nie jest niewinny! - krzyknęła, chwilowo tracąc nad sobą kontrolę. Po chwili jej zmarszczone czoło wygładziło się i Angelina znów skryła się pod maską spokoju i ignorancji. - Jego bliscy też. Zapomniałeś, co zrobił w naszym wymiarze? Że przez niego zginęli nasi rodzice?
Sean nie odrywał od siostry skupionego spojrzenia, jakby próbował zajrzeć do jej wnętrza. Po chwili włożył dłonie do kieszeni i odezwał się najspokojniej jak tylko umiał:
- Wątpię, żeby o tym nawet wiedział, Soafari – wypowiedział jej prawdziwe imię, marszcząc delikatnie czoło. - Nasi rodzice nie chcieliby, abyśmy zabijali kogoś, kto ma rodzinę...
- Więc go jej pozbawimy – przerwała mu siostra, pocierając w zamyśleniu brodę. Sean spojrzał na nią jak na idiotkę. Angelina zaśmiała się pobłażliwie. - Nie zgrywaj takiego uczciwego, Kasta. Mieliśmy umowę, jeśli ty mi pomożesz, ja pomogę tobie. Wrócę do naszego wymiaru, do domu, zostawiając cię w spokoju, a ty będziesz mógł tu mieszkać, aby pracować z ludzką technologią. Nie tego właśnie chciałeś?
- Ale nie takim kosztem! Nie kosztem życia innych! - warknął rozdrażniony Sean, z trudem powstrzymując się od rzucenia na siostrę.
- Doskonale wiedziałeś, jaka jest cena, kiedy zgodziłeś się tu ze mną przybyć. - przypomniała mu, wpatrując się w niego złowrogo. - Czemu zmieniłeś zdanie...? A, już wiem – jej twarz wykrzywiła się w tryumfalnym uśmiechu. - Najpierw zacząłeś śledzić jego bliskich, tak jak ci poleciłam i spodobała ci się ta mała... Jak ona miała na imię? Virgina? Tylko, że wszyscy mówią na nią Pepper. - oświadczyła cicho. Sean starał się ukryć wszelkie emocje, które mogłyby go zdradzić, ale Angelina zbyt dobrze go znała. - Miałeś się dowiedzieć, czy te plotki, że jest w nim zakochana są prawdziwe, ale ona zwyczajnie ci się spodobała. Cóż, nie pocieszę cię, bo zapominasz o bardzo ważnym fakcie: ty nie jesteś człowiekiem...
- Soafari, naprawdę nie wiem...
- Angelina – poprawiła go odruchowo, ale spokojnie. - Mnie nie oszukasz. Słuchaj... Sean. - Dziewczyna wstała i podeszła do niego. Byli prawie tego samego wzrostu. - Jeśli mi nie pomożesz zemścić się na Starku, rozpętam wojnę, między ludźmi, a naszym wymiarem, rozumiesz? Wielu się znajdzie, którzy nie lubią Ziemi, więc żołnierze to nie problem. Zresztą doskonale wiesz, że dysponuję bronią, która dziwnie przypomina ludzką bombę jądrową... Więc decyduj, lepiej zemścić się na jednej, nic nie wartej duszy czy poświęcić miliony, jeśli nie miliardy niewinnych ludzi? W tej chwili możesz zmienić decyzję, więc pomyśl i zastanów się, jesteś ze mną czy przeciwko mnie?
Sean spojrzał na nią z chęcią mordu w oczach. Wiedział, że nie może teraz zawieść. Ale czy życie Starka rzeczywiście było nic nie warte? Przecież widział jego plany, wiele czytał i słuchał o jego geniuszu... Ten człowiek mógłby zmienić bieg historii, wraz ze swoimi przyjaciółmi. A Pepper? Pepper spodobała mu się nie tylko z powodu wyglądu. Była taka żywa, rzeczywista i kiedy się śmiała, śmiał się z nią cały świat.
Sean odetchnął, nie odrywając od siostry przeszywającego spojrzenia. Musiał wybierać. I chyba wiedział, co powinien zrobić. Ale najtrudniejsze zawsze są początki i niestety, stwierdził ze smutkiem, będą wymagały ofiar, jeśli chciał sprawić, aby Angelina mu zaufała.
- Dobrze – zgodził się, cedząc przez zaciśnięte zęby. - Jestem z tobą.
- Miło, że w końcu myślisz – stwierdziła dziewczyna, uśmiechając się i zakładając dłonie na piersi. - Zaczniesz więc jutro, od śledzenia i poznania jego bliskich w szkole. Chcę wiedzieć o nim wszystko... Nawet rzeczy, które wydadzą ci się nieistotne.
- Tylko tyle?
- Oczywiście, że nie – prychnęła rozbawiona. Po chwili rzuciła się na łóżko, krzyżując ręce na karku i wpatrując się w sufit. - To najmniejsze z twoich zadań, a w ważniejszych będziemy działać razem. Zaczniemy więc od odebrania mu tego samego, co zabrał nam.
- Czyli? - Sean zmarszczył brwi.
- Jutro jest jego przyjęcie urodzinowe... Załatwię ci zaproszenie i będziesz się tam świetnie bawił... razem z jego ojcem. - Angelina zaśmiała się bez wesołości. - Czyli mój braciszku, zaatakujemy tam, gdzie najbardziej boli. Zaczniesz zadawać się z jego przyjaciółmi, możesz nawet nawiązać bliższą znajomość z panną Potts, ale tuż po przyjęciu porwiemy, wykorzystamy - oczywiście wedle życzeń naszej sekretarki, a następnie zabijemy Howarda Starka.


2 komentarze:

  1. Nie no! To jest świetne!....Ciekawość mnie zżera! Muszę natychmiast przeczytać kolejną notkę!.....

    OdpowiedzUsuń
  2. siemka, piszesz bardzo fajnie, a historia zapowiada się naprawde ciekawie

    http://wonderfulwomen.blog.pl/
    i tu

    naszkochanyinstytut.uchwycone-chwile.pl

    OdpowiedzUsuń