Tak, jak obiecałam - PROLOG :D
Nie wiem, czy się wam spodoba, ale nadzieja umiera ostatnia, więc trzymam kciuki za siebie i wasze komentarze! XD
Nie wiem, czy się wam spodoba, ale nadzieja umiera ostatnia, więc trzymam kciuki za siebie i wasze komentarze! XD
(Nie martwcie się nowym wątkiem, wszystko zostanie wyjaśnione, prędzej czy później).
***
PROLOG
Zadziwiające,
że z czasem można nauczyć się tylu rzeczy... Na przykład
ignorowanie emocji staje się bardzo przydatne, kiedy dostajesz
zlecenie i musisz odebrać komuś życie, niby takie samo jak twoje,
ale zupełnie inne... Cóż, ale sytuacja jest zupełnie inna, kiedy
tamta osoba odebrała życie komuś innemu, komuś, na kim ci
zależało...
Angelina
uśmiechnęła się do siebie w lustrze, poprawiając rude gęste
włosy, które opadały jej falami na plecy. Blada twarz była
pozbawiona jakiejkolwiek skazy, a niebieskie oczy zawsze wyrażały
pewność siebie, która wręcz przypominała arogancję, brak
szacunku dla ludzkiej rasy, pomiędzy którą musiała teraz żyć,
sama...
Ktoś
zapukał do drzwi.
No,
nie licząc tego robaka, który jest moim bratem, pomyślała z
ironią. Wyprostowała się na krześle przy toaletce i poprawiła
jeszcze różową szminką swoje pełne usta.
-
Wejść.
Drzwi
otworzyły się powoli, jakby ktoś wciąż sie zastanawiał, czy
chce tu wejść, wkroczyć do jaskini lwa.
Angelina
cmoknęła i założyła nogę na nogę, wpatrując się w brata,
który z kamienną twarzą wszedł do jej pokoju, zamykając za sobą
drzwi kopniakiem. Nie odrywał od niej spojrzenia.
Angelina
uśmiechnęła się pogardliwie i kładąc prawą rękę na toaletce,
podparła podbródek dłonią.
-
Nasza pani sekretarka w końcu się odezwała? - spytała dziewczyna
słodkim, ale zimnym głosem. Wydawała się znudzona całą tą
sytuacją.
Brat
uniósł kącik ust do góry i założył ręce na piersi.
-
Tak, wszystko załatwione – rzekł i rzucił w jej stronę jakiś
prostokątny kawałek materiału...
Portfel,
przypomniała sobie jego nazwę Angelina, łapiąc go zręcznie w
locie. Kiedy go otworzyła, jej brat dorzucił posępnym głosem:
-
Są tam wszystkie twoje nowe dokumenty, Angelino Smith.
Dziewczyna
uśmiechnęła się kpiarsko.
-
Miło, że pamiętałeś o moim nowym imieniu. Ładne, prawda? -
spytała i nie czekając na odpowiedź, skierowała swoje czujne
spojrzenie ku bratu. - A ty? Jak się teraz nazywa mój braciszek?
-
Sean Smith, mam 17 lat i mieszkam z o 6 lat starszą siostrą –
oświadczył, dokańczając w myślach: która jest zdradziecką
jędzą.
-
Uroczo, tak... prosto – stwierdziła. Przez chwilę przyglądała
się swojemu portfelowi, który wciąż trzymała między szczupłymi
długimi palcami. Po chwili rzuciła go na duże łóżko obok. - Mam
nadzieję, że nasza „opiekunka” - jej usta uśmiechnęły się
pogardliwie. - Zapisała cię także do Akademii Jutra... Ja już
jestem trochę za stara na szkołę, a przecież musimy się jakoś o
nim więcej dowiedzieć.
Sean
przechylił głowę na bok, jakby się nad czymś zastanawiał . Po
chwili westchnął i pokręcił głową.
-
Wciąż nie rozumiem, czemu wykonujemy polecenia tej farbowanej
nadmuchanej głupotą wiedźmy – powiedział spokojnie, ale w
środku cały się gotował od złości.
-
Ponieważ – zaczęła jego siostra, wstając z taborecika i
podchodząc do brata powolnym krokiem. - Jest kimś, kto również
pragnie zemsty na Starku. Ale nie jest zwykła, o nie. - Pokręciła
z rozbawieniem głową, jakby rozmawiała z dzieckiem, które jeszcze
nie wiele rozumiało. - W odróżnieniu od innych jest bogata i nas
utrzymuje, gdyż, jak chyba sam rozumiesz, my nie jesteśmy ludźmi i
jeszcze całkowicie nie odnaleźliśmy się w tym świecie. Ale to
jest właśnie plus, nie dysponujemy ludzką bronią, mamy własną,
a to, że my i jeszcze jakaś... setka osób pragnie jego śmierci
jest tylko kolejną zaletą. Może i mamy spełniać jej warunki, ale
kto powiedział, że musimy? Na razie mamy gdzie mieszkać, i to ona
nas utrzymuje, więc nie widzę problemu. Zresztą – odwróciła
się do niego plecami i usiadła delikatnie na łóżku. - Długo
tutaj nie pobędziemy...
-
To już wiem, przecież ja tu nas sprowadziłem, nie pamiętasz,
siostrzyczko? - spytał z sarkazmem, wypowiadając ostatnie słowo,
jakby starał się je wypluć. - Ale nie mogłabyś odpuścić?
Chcesz zabijać niewinnych ludzi?
-
On nie jest niewinny! - krzyknęła, chwilowo tracąc nad sobą
kontrolę. Po chwili jej zmarszczone czoło wygładziło się i
Angelina znów skryła się pod maską spokoju i ignorancji. - Jego
bliscy też. Zapomniałeś, co zrobił w naszym wymiarze? Że przez
niego zginęli nasi rodzice?
Sean
nie odrywał od siostry skupionego spojrzenia, jakby próbował
zajrzeć do jej wnętrza. Po chwili włożył dłonie do kieszeni i
odezwał się najspokojniej jak tylko umiał:
-
Wątpię, żeby o tym nawet wiedział, Soafari – wypowiedział jej
prawdziwe imię, marszcząc delikatnie czoło. - Nasi rodzice nie
chcieliby, abyśmy zabijali kogoś, kto ma rodzinę...
-
Więc go jej pozbawimy – przerwała mu siostra, pocierając w
zamyśleniu brodę. Sean spojrzał na nią jak na idiotkę. Angelina
zaśmiała się pobłażliwie. - Nie zgrywaj takiego uczciwego,
Kasta. Mieliśmy umowę, jeśli ty mi pomożesz, ja pomogę tobie.
Wrócę do naszego wymiaru, do domu, zostawiając cię w spokoju, a
ty będziesz mógł tu mieszkać, aby pracować z ludzką
technologią. Nie tego właśnie chciałeś?
-
Ale nie takim kosztem! Nie kosztem życia innych! - warknął
rozdrażniony Sean, z trudem powstrzymując się od rzucenia na
siostrę.
-
Doskonale wiedziałeś, jaka jest cena, kiedy zgodziłeś się tu ze
mną przybyć. - przypomniała mu, wpatrując się w niego złowrogo.
- Czemu zmieniłeś zdanie...? A, już wiem – jej twarz wykrzywiła
się w tryumfalnym uśmiechu. - Najpierw zacząłeś śledzić jego
bliskich, tak jak ci poleciłam i spodobała ci się ta mała... Jak
ona miała na imię? Virgina? Tylko, że wszyscy mówią na nią
Pepper. - oświadczyła cicho. Sean starał się ukryć wszelkie
emocje, które mogłyby go zdradzić, ale Angelina zbyt dobrze go
znała. - Miałeś się dowiedzieć, czy te plotki, że jest w nim
zakochana są prawdziwe, ale ona zwyczajnie ci się spodobała. Cóż,
nie pocieszę cię, bo zapominasz o bardzo ważnym fakcie: ty nie
jesteś człowiekiem...
-
Soafari, naprawdę nie wiem...
-
Angelina – poprawiła go odruchowo, ale spokojnie. - Mnie nie
oszukasz. Słuchaj... Sean. - Dziewczyna wstała i podeszła do
niego. Byli prawie tego samego wzrostu. - Jeśli mi nie pomożesz
zemścić się na Starku, rozpętam wojnę, między ludźmi, a naszym
wymiarem, rozumiesz? Wielu się znajdzie, którzy nie lubią Ziemi,
więc żołnierze to nie problem. Zresztą doskonale wiesz, że
dysponuję bronią, która dziwnie przypomina ludzką bombę
jądrową... Więc decyduj, lepiej zemścić się na jednej, nic nie
wartej duszy czy poświęcić miliony, jeśli nie miliardy niewinnych
ludzi? W tej chwili możesz zmienić decyzję, więc pomyśl i
zastanów się, jesteś ze mną czy przeciwko mnie?
Sean
spojrzał na nią z chęcią mordu w oczach. Wiedział, że nie może
teraz zawieść. Ale czy życie Starka rzeczywiście było nic nie
warte? Przecież widział jego plany, wiele czytał i słuchał o
jego geniuszu... Ten człowiek mógłby zmienić bieg historii, wraz
ze swoimi przyjaciółmi. A Pepper? Pepper spodobała mu się nie
tylko z powodu wyglądu. Była taka żywa, rzeczywista i kiedy się
śmiała, śmiał się z nią cały świat.
Sean
odetchnął, nie odrywając od siostry przeszywającego spojrzenia.
Musiał wybierać. I chyba wiedział, co powinien zrobić. Ale
najtrudniejsze zawsze są początki i niestety, stwierdził ze
smutkiem, będą wymagały ofiar, jeśli chciał sprawić, aby
Angelina mu zaufała.
-
Dobrze – zgodził się, cedząc przez zaciśnięte zęby. - Jestem
z tobą.
-
Miło, że w końcu myślisz – stwierdziła dziewczyna, uśmiechając
się i zakładając dłonie na piersi. - Zaczniesz więc jutro, od
śledzenia i poznania jego bliskich w szkole. Chcę wiedzieć o nim
wszystko... Nawet rzeczy, które wydadzą ci się nieistotne.
-
Tylko tyle?
-
Oczywiście, że nie – prychnęła rozbawiona. Po chwili rzuciła
się na łóżko, krzyżując ręce na karku i wpatrując się w
sufit. - To najmniejsze z twoich zadań, a w ważniejszych będziemy
działać razem. Zaczniemy więc od odebrania mu tego samego, co
zabrał nam.
-
Czyli? - Sean zmarszczył brwi.
-
Jutro jest jego przyjęcie urodzinowe... Załatwię ci zaproszenie i
będziesz się tam świetnie bawił... razem z jego ojcem. - Angelina
zaśmiała się bez wesołości. - Czyli mój braciszku, zaatakujemy
tam, gdzie najbardziej boli. Zaczniesz zadawać się z jego
przyjaciółmi, możesz nawet nawiązać bliższą znajomość z
panną Potts, ale tuż po przyjęciu porwiemy, wykorzystamy -
oczywiście wedle życzeń naszej sekretarki, a następnie zabijemy
Howarda Starka.
Nie no! To jest świetne!....Ciekawość mnie zżera! Muszę natychmiast przeczytać kolejną notkę!.....
OdpowiedzUsuńsiemka, piszesz bardzo fajnie, a historia zapowiada się naprawde ciekawie
OdpowiedzUsuńhttp://wonderfulwomen.blog.pl/
i tu
naszkochanyinstytut.uchwycone-chwile.pl